Mariusz Politowicz: - Farmaceuta lekarzem pierwszego kontaktu? Znamy to od lat

Udostępnij:
Magister farmacji i kierownik apteki w podpoznańskim Pleszewie, skarbnik kaliskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej, członek prezydium jej rady oraz członek Naczelnej Rady Aptekarskiej, wypowiedział na temat rewolucji, którą szykuje ministerstwo. Mowa o tym, żeby farmaceuta był jak lekarz pierwszego kontaktu. Mariusz Politowicz stwierdził, że... to żadna nowość.
Mariusz Politowicz, farmaceuta spod Poznania komentuje głośną w ostatnim czasie sprawę "farmaceutów pierwszego kontaktu": - Pojęcie opieki farmaceutycznej, które w ostatnim czasie zaskoczyło media, polityków i pacjentów, farmaceutom jest znane od dawna. Paradoksalnie sama opieka farmaceutyczna też jest wszystkim znana, choć przez ostatnie kilka, kilkanaście lat, przez brak polityki lekowej państwa, została zdeprecjonowana, podobnie jak zawód farmaceuty. Dziś apteka jest postrzegana jak sklep z lekami, a personel w białych fartuchach jako zwykli sprzedawcy, często „nieuprzejmi”, bo żądają recept na tabletki, które przecież nie mogą zaszkodzić, bo są takie małe i kolorowe.

- Zdarza się, że niecierpliwi nabywcy leków są zdziwieni i oburzeni, że ktoś przychodzi do apteki, aby zapytać o odpowiednie stosowanie leków lub szuka pomocy w doradzeniu właściwych medykamentów na jego dolegliwości, itp. Choć to może być trudne do uwierzenia, ale są ludzie, którzy z najzupełniej zrozumiałej niewiedzy zjadali (sic!) czopki*, kładli na oczy tabletki wapna musującego i polewali wodą* (wapno przepisał okulista) lub aerozolem przeciwastmatycznym spryskiwali sierść kota. Jeśli lekarz państwowej opieki zdrowotnej musi dziennie przyjąć kilkadziesiąt osób, to choćby za swą pracę miał płacone krocie, nie jest w stanie szczegółowo wytłumaczyć swym pacjentom, które leki i jak stosować. Nie ma na to czasu, gdy za drzwiami gabinetu słania się choćby kilku następnych chorych.

- Właśnie wtedy może wkroczyć magister farmacji doskonale wykształcony na tej samej uczelni, co lekarz. I zrobi to, co od pokoleń robili jego koledzy po fachu. Wytłumaczy w aptece, że wapno się pije po rozpuszczeniu w przegotowanej wodzie, a ono od wewnątrz pomoże choremu oku. Czopki mają zły smak, bo nie wymyślono ich do jedzenia. Można powiedzieć, że wprost przeciwnie. Aerozol ma wdychać astmatyk uwielbiający swego kota, którego sierść jest źródłem jego dolegliwości. Pacjent od lat przychodzący do tej samej apteki, znany farmaceucie, który lepiej od niego pamięta nazwy i dawki stosowanych leków, podlega permanentnej… opiece farmaceutycznej. My, farmaceuci, robimy to zawsze, stale, mimochodem, bo tak należy, tak nas uczono, tego chcemy, choćby politycy i niefarmaceuci twierdzili, ze apteka to zwykły biznes, sklep z lekami, w którym dziś w promocji frytki do tego.

- Przy pomocy opieki farmaceutycznej, farmaceuci nie mają zamiaru wyręczać lekarzy z diagnozowania i leczenia, ani robić tego ich kosztem. Gdzie, jeśli nie w aptece, można wychwycić, że pacjent bierze trzy te same leki pod trzema różnymi nazwami? Przy zintegrowanych systemach komputerowych informacja zwrotna online trafiłaby do lekarza. To są wymierne korzyści dla finansów ubezpieczyciela, o zdrowiu i finansach pacjentów nie wspominając. Pamiętajmy, że każdego dnia ok. dwa miliony chorych odwiedza polskie apteki.

- Jeśli apteka to sklep, to nie liczmy na pomoc. Jeśli to opieka zdrowotna, to trzeba za nią zapłacić, jak za każdą dobrą pracę. Państwo płaci żołnierzom, policjantom, lekarzom. Musi zapłacić i farmaceutom za wiedzę, bo jeśli ich chleb jest li tylko ze sprzedaży, to pracując zgodnie z wiedzą i etyką oraz odradzając pewne leki i ich połączenia, doprowadzają się do bankructwa. To tak proste i oczywiste, że możemy żałować, iż przez ostatnie lata nie zrobiono tego, co na całym świecie daje olbrzymie oszczędności każdemu ubezpieczycielowi. Przecież wszyscy się zgodzimy, że lepiej brać mniej leków, niż je przedawkowywać, prawda?

Mariusz Politowicz podkreśla, że wszystkie przytoczone przykłady są prawdziwe.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.