Archiwum prywatne

Pat czy mat? Ogólnopolski protest medyków a ministerstwo

Udostępnij:
– Po wielu tygodniach negocjacji rozmowy między Ogólnopolskim Komitetem Protestacyjnym a Ministerstwem Zdrowia ugrzęzły na mieliźnie. Niepodważalnym faktem stało się stwierdzenie, że od samego początku nie chodziło o dialog. Wręcz przeciwnie – stał się on niejako narzędziem walki z medykami – twierdzi przewodniczący Porozumienia Rezydentów Mateusz Szulca.
Komentarz Mateusza Szulcy, przewodniczącego Porozumienia Rezydentów:
– W obliczu zawiązania się akcji protestacyjnej schemat działania ministerstwa był prosty:
• wytłumić żywioł formującej się miesiącami „masy krytycznej” i wrześniowej manifestacji poprzez pozorowanie dialogu,
• doprowadzić do sytuacji, w której prowadzenie rozmów przestaje być możliwe,
• oskarżyć stronę przeciwną o torpedowanie dalszych negocjacji.

Pierwsza faza była dla strony rządowej najbardziej newralgiczna i nieobliczalna. Zdawała sobie bowiem sprawę, że zadecyduje o tym, ile energii i zasobów będzie musiała przeznaczyć na krótko- i długodystansowe działania, co z kolei bezpośrednio przełoży się na szansę zakończenia sporu. Chociaż początkowo medycy uzyskali przewagę dzięki „białemu miasteczku”, skupiającemu ogólnopolską uwagę na problemach zdrowotnych, decydenci wyszli ze starcia obronną ręką. Doszło tutaj do konfrontacji pomiędzy ideałami – walką w imię godnej pracy i dobra pacjenta a tzw. realpolitik, czyli polityką skupioną jedynie na bezwzględnym dążeniu do celu, z pominięciem moralności i etyki. W pierwszej rundzie, patrząc z perspektywy ministerstwa, wystarczył jedynie remis. Udało mu się go osiągnąć.

Wraz ze stępieniem ofensywy medialnej protestujących nadarzyła się okazja do przejęcia inicjatywy, którą decydenci skrzętnie wykorzystali. Pomimo zapytań komitetu o wyliczenia, dane i szczegóły, dotyczące potencjalnego porozumienia, druga strona nie udzielała ich aż do dnia, w którym gotowa była do przejścia do drugiego etapu. Wtedy to przedstawiono medykom dokument, którego treść miała być dla nich nie do zaakceptowania – obietnicę rozwiązania kwestii błędów medycznych (no-fault), jednak bez przedstawienia szczegółowej treści, niekorzystne, w porównaniu z innymi zawodami, warunki urlopu na poratowanie zdrowia, minimalny wzrost wynagrodzeń oraz brak jakichkolwiek gwarancji i końcowych dat realizacji powyższych. W zamian zażądano zakończenia protestu. Jedyną możliwością komitetu było kategoryczne odrzucenie projektu i powrót do rozmów w kolejnym wyznaczonym terminie – tydzień później. Całą tę „ustawkę” obliczono właśnie na taką odpowiedź, co dało ministerstwu podstawę sformułowania skierowanej do społeczeństwa tezy: medycy nie chcą dialogu, mają absurdalne żądania i odchodzą od stołu negocjacyjnego.

Dzięki powyższemu działaniu zmanipulowano opinię publiczną, a wywołany przez to zamęt umożliwił zignorowanie ustalonego z protestującymi terminu spotkania. Zamiast tego zaproponowano rozmowy w ramach Zespołu Trójstronnego. Tę propozycję komitet musiał odrzucić – oznaczałoby to rezygnację z rozmów z ministerstwem bez stron trzecich, które, nawiasem mówiąc, idą w sukurs linii rządowej. Medycy ponownie zostali oskarżeni o torpedowanie negocjacji. Wypracowując taką przewagę, ufając swojej sile, decydenci liczą na dwa scenariusze, oba korzystne dla nich – powolne wygaszenie się protestu lub rozbicie komitetu.

Popełnili jednak zasadniczy błąd – chociaż potrafią zdusić prawie każdy medialny pożar, ośmieszyć merytorycznych profesjonalistów i dzielić społeczeństwo na skupione na walce ze sobą grupy, nie przewidzieli, że protest wytrwa aż do wybuchu kolejnej fali COVID-19. W obliczu upadających szpitali, braków w personelu medycznym oraz skandalicznych warunków i organizacji pracy, wirus rozprzestrzeni się w nadzwyczajnym tempie. To, przed czym przestrzegali pracownicy służby zdrowia, stało się faktem. Polskę czeka seria kolejnych, nadprogramowych zgonów. Społeczeństwo straszy się chciwym medykiem, który odszedłby od łóżka chorego dla pieniędzy. Nie potrzeba było wiele, by udowodnić, że to ministerstwo beztrosko ryzykuje zdrowie pacjentów i jest nieprzygotowane do udźwignięcia kolejnego uderzenia pandemii.

Zapewne jak bumerang powróci również temat dodatków covidowych, którymi rząd cynicznie spróbuje przekupić część medyków, szczególnie młodych, chcących reperować budżet domowy, do pracy w chorych warunkach. Najpierw minister zapowiadał ich wycofanie, potem używał jako argumentu dowodzącego, że pracownicy ochrony zdrowia nie dbają o chorych, a jedynie o własną kieszeń. Teraz, kiedy Polska płonie, dla ratowania własnej skóry znajdą pieniądze, chociaż do tej pory twierdzili, że ich nie ma.

Mogło się wydawać, że w negocjacjach komitet–ministerstwo trwający od dłuższego czasu pat zostanie rozstrzygnięty na korzyść strony rządzącej, ale szachownica się odwróciła. Można oszukiwać część społeczeństwa przez cały czas i wszystkich przez pewien czas, ale nie można ciągle oszukiwać wszystkich – ta myśl Abrahama Lincolna wydaje się najbardziej adekwatny do obecnej sytuacji; z pięknej fasady ochrony zdrowia tynk odpada w niespotykanym tempie. Pozostaje mieć nadzieję, że moralne zwycięstwo medyków, wytrwale walczących o własne prawa i dobro pacjentów, zostanie dostrzeżone i przełoży się na faktyczną zmianę patologicznego systemu.

Artykuł opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 11/2021.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.