
Problemem jest brak górnego limitu wynagrodzeń lekarskich
Tagi: | Związek Powiatów Polskich, ZPP, Andrzej Płonka, lekarz, lekarze, wynagrodzenia, ile zarabia lekarz, wypłaty lekarzy |
– Przez to, że lekarzy jest za mało, zarządzający podmiotami leczniczymi zmuszeni są zapłacić każdą stawkę, aby zatrzymać ich u siebie. Dyrektorzy często są szantażowani groźbą odejścia całych zespołów, jeśli wygórowane żądania płacowe nie zostaną spełnione – stwierdził prezes zarządu ZPP Andrzej Płonka, sugerując, że należałoby ustalić górną granicę zarobków.
- 12 i 13 czerwca w Karpaczu odbyło się XXXII Zgromadzenie Ogólne Związku Powiatów Polskich – przedstawiciele powiatów i miast na prawach powiatu rozmawiali miedzy innymi o wypłatach dla medyków. Zwrócili szczególną uwagę na wynagrodzenia lekarzy
- W stanowisku w sprawie wynagrodzeń w sektorze ochrony zdrowia – podpisanym przez przewodniczącego XXXII Zgromadzenia Ogólnego Związku Powiatów Polskich i prezesa zarządu ZPP Andrzeja Płonkę – zwrócono uwagę, że osoby wykonujące zawody medyczne powinny być godziwie wynagradzane, ale nie oznacza to, że ich pensje powinny oderwane od realiów gospodarczych kraju, a już tak się dzieje
- Zrzeszeni z ZPP wezwali do zmiany ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych
- Płonka stwierdził, że z powodu braku wystarczającej liczby lekarzy, zarządzający podmiotami leczniczymi zmuszeni są zapłacić każdą stawkę, aby zatrzymać ich u siebie. – Dyrektorzy często są wręcz szantażowani groźbą odejścia całych zespołów, jeśli wygórowane żądania płacowe nie zostaną spełnione – ocenił
- Zasugerowano, aby określić limit wynagrodzeń lekarskich
Andrzej Płonka w stanowisku z 12 czerwca wezwał do niezwłocznego podjęcia prac legislacyjnych nad zmianą zasad ustalania wynagrodzeń w sektorze ochrony zdrowia.
– Osoby wykonujące zawody medyczne powinny być godziwie wynagradzane, ale nie oznacza to, że poziom ich wynagrodzeń powinien być oderwane od realiów gospodarczych naszego kraju, a tak już się dzieje – zwrócił uwagę, podkreślając, że przyczyny nieracjonalności są dwie.
Pierwsza to mechanizm przyjęty w ustawie 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych.
– Ustawa ta przewiduje kształtowanie wysokości wynagrodzeń poszczególnych grup pracowników na podstawie współczynników odnoszonych do wysokości przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Elementarna znajomość statystyki pozwala z góry określić, że wysokość ta jest zawyżona przez ogromne zarobki niewielkiej grupy osób. Tak faktycznie jest – wartość mediany wynagrodzeń jest o 20 proc. niższa od przeciętnego wynagrodzenia. Co więcej – przeciętne wynagrodzenie w gospodarce oblicza się, biorąc pod uwagę nie tylko wynagrodzenie zasadnicze, ale również inne składowe wynagrodzenia, w tym dodatkowe wynagrodzenie roczne pracowników sfery budżetowej. Tymczasem dla pracowników podmiotów leczniczych stanowi on bazę do wyliczenia wysokości wynagrodzenia zasadniczego, od którego następnie naliczane są inne przysługujące pracownikom dodatki. Tak skonstruowany system sprawia, że już teraz – przed lipcową podwyżką – podmioty lecznicze, w tym szpitale powiatowe zmuszone są płacić wynagrodzenia, których wysokość jest dużo wyższa niż przyjęte stawki wynagrodzeń na lokalnych rynkach pracy. Pośrednio wpływa to również negatywnie na możliwość zapewnienia obsady personelu w sektorze pomocy społecznej, gdzie poziom wynagrodzeń jest dużo niższy niż w ochronie zdrowia – a w konsekwencji następuje ich odpływ do systemu ochrony zdrowia – podkreślił prezes Płonka.
Drugą przyczyną jest brak limitu górnego wynagrodzeń i stawek kontraktów dla niektórych zawodów medycznych, w tym przede wszystkim lekarzy.
– W publicznym systemie ochrony zdrowia, wynagrodzenia finansowane są ze środków publicznych (składki zdrowotnej i dotacji). To jeden z nielicznych sektorów, gdzie nie ustala się tzw. górnych widełek poziomu wynagrodzeń – podkreślił Płonka, dodając, że sytuacja już wymknęła się spod kontroli.
– Z powodu braku wystarczającej liczby lekarzy, zarządzający podmiotami leczniczymi zmuszeni są zapłacić każdą stawkę, aby zatrzymać u siebie lekarzy. Dyrektorzy szpitali często są wręcz szantażowani groźbą odejścia całych zespołów, jeśli wygórowane żądania płacowe nie zostaną spełnione – stwierdził.
– Zawód lekarza wymaga ukończenia wymagających studiów i poświęcenia kilku lat na zdobycie specjalizacji. Nie uzasadnia to jednak tolerowania sytuacji, w której z pieniędzy publicznych comiesięcznie wypłacane są wynagrodzenia rzędu 70–80 tys. zł i więcej. Żeby leczyć pacjentów, potrzebne są kadry, ale same kadry nie wystarczą. Potrzebna jest też nowoczesna infrastruktura, inwestycje w sprzęt i dostęp do nowych terapii. Nie da się zapewnić tego drugiego, jeśli lwia część środków finansowych Narodowego Funduszu Zdrowia jest przeznaczana na finansowanie kosztów pracy – podkreślił.
Podsumowując, zażądał podniesienia finansowania podmiotów leczniczych, w skali odpowiadającej skutkom podwyżki wynagrodzeń od 1 lipca 2025 r.
Stanowisko w całości poniżej.
Górna granica
O górnej granicy zarobków lekarzy mówił w sierpniu 2022 r. Bolesław Piecha, wówczas poseł Prawa i Sprawiedliwości, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia i wiceminister zdrowia w rządzie PiS w latach 2005–2007.
Ekspert odpowiedział na pytanie, czy szpitalnictwo funkcjonowałoby lepiej, gdyby nie byłoby w nim konkurencji płacowej.
– Dziś ta konkurencja oznacza, że nagle z jednego oddziału szpitalnego kadra lekarska przechodzi do innej placówki, bo tam lepiej płacą. Jaki jest efekt? Wzrost kosztów, jakie muszą ponosić dyrektorzy szpitala, a więc i państwo. Dyktat lekarzy. Wolny rynek w najgorszej formule. Dobrze byłoby to ukrócić. Nigdy nie uważałem i nie uważam, że celem szpitali publicznych – i osób w nich zatrudnionych – jest zarabianie. Podstawa to leczenie – mówił Piecha.
Czy wolałby, aby obowiązywała sztywna siatka płac?
– Rozważyłbym to, ale dywagacje na ten temat potraktujmy jako głos w dyskusji – ocenił wtedy.
Czy należałoby ustalić górną granicę zarobków lekarzy w szpitalach publicznych?
– Chciałbym tego, choć jestem przekonany, że kiedy przeczytają to moi koledzy lekarze, to się na mnie obrażą – przyznał.
Jak miałoby to wyglądać? Powinno się stworzyć jedną siatkę płac w całym publicznym szpitalnictwie?
– Co prawda można by ustawowo wprowadzić limit wynagrodzenia lekarzy w szpitalach, gdyby wszystkie placówki były znacjonalizowane, ale wydaje się, że to jednak za duża ingerencja w system, a nacjonalizacja raczej nie jest możliwa. Lepsze rozwiązanie, moim zdaniem, to ponadzakładowe układy pracy. W szpitalach brakuje regulacji, z których wynikałoby, ile pieniędzy można przeznaczyć na pensje dla lekarzy – czegoś takiego jak ponadzakładowe układy pracy, popularne w PRL. Ich powrót byłby dobrym rozwiązaniem. Podstawy tych układów określałaby komisja, w skład której wchodziliby marszałek oraz przedstawiciele zarządzających szpitalami i związków zawodowych. Na podstawie takich umów wyznaczano by limity wynagrodzenia w szpitalach wojewódzkich w danym województwie, a może nawet w całym kraju. Dzięki temu medycy nie zmienialiby tak często pracy. Nie byłoby niezdrowej konkurencji między podmiotami należącymi do jednego właściciela powodującej, że powstaje rynek pracownika, który generuje systematyczny wzrost kosztów wynagrodzeń. Nie byłoby krzyków, szantażowania dyrektorów przez lekarzy, gróźb, że się zwolnią i zatrudnią w podobnej placówce zlokalizowanej niedaleko, oferującej pensje o kilka złotych wyższe – podsumował Bolesław Piecha.
Więcej w tekście: „Należałoby ustalić górną granicę zarobków lekarzy”.
Przeczytaj także: „Bądźmy realistami. Nie stać nas na podwyżki dla medyków”, „Podwyżki, dyrektorzy i niesprawiedliwość” i „Obawy Filipa Nowaka”.