Adam Stępień/Agencja Gazeta

Maseczki kupilibyśmy nawet od diabła

Udostępnij:
– Maseczki braliśmy od instruktora narciarstwa, bo nikt inny się do nas nie zgłosił. Nie znaleźliśmy nikogo z towarem, nie mieliśmy żadnych innych możliwości. Nie było czasu – mówią minister zdrowia Łukasz Szumowski i jego zastępca Janusz Cieszyński.
– Prawda jest taka, że gdy kupowaliśmy te 100 tys. masek, nie mieliśmy żadnych innych możliwości. Nie było skąd ich wziąć. Zero. Nic nie było – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” minister zdrowia Łukasz Szumowski i opisuje szczegóły transakcji z Łukaszem G., instruktorem narciarstwa.

– Nagle kontaktuje się z nami człowiek i mówi, że ma pół miliona. Mój brat, z którym ten pan się skontaktował, dał mi o tym znać. Mówię mu więc, że świetnie, daje telefon do ministra Cieszyńskiego, który odpowiada za zakupy, niech ta osoba się z nim skontaktuje. Gdybym nie zareagował, pewnie dziś oskarżono by mnie, że nie zrobiłem nic, żeby zapewnić medykom odpowiedni sprzęt i naraziłem ich życie oraz zdrowie. O to samo oskarżono by ministra Cieszyńskiego – wyjaśnia Łukasz Szumowski.

– W tamtym czasie wszyscy w Europie wydzierali sobie pazurami każdy sprzęt, głównie maseczki – dodaje.

– Chwilę wcześniej próbowaliśmy je kupić. Dostaliśmy informację, że są w Niemczech. Zabrał je nam niestety sprzed nosa rząd innego kraju. Oni zapłacili gotówką od ręki. W związku z tym, gdy ktoś mówi, że ma towar, który schodzi z godziny na godzinę, i pyta, czy bierzemy czy nie, nie ma czasu na reakcję. Dziś, z tego dość dużego dystansu czasowego, łatwo rzucać oskarżenia. Wtedy wszyscy się bali, czy będziemy mieli sprzęt czy nie, czy uchronimy się przed scenariuszem włoskim czy pójdziemy ich śladem? Dziś jesteśmy w innej sytuacji – podkreśla.

Ile firm łącznie się zgłosiło?

– Mieliśmy ponad tysiąc różnych ofert dotyczących sprzętu medycznego, w tym respiratorów, kombinezonów i maseczek. Zgłaszali się przez oficjalnego e-maila, a później także przez platformę zakupową. Zdarzały się też SMS-y i wiadomości w komunikatorach internetowych. Za każdym razem przekazywałem kontakt do pracowników zespołu zakupowego MZ. Ale od początku mówiliśmy, że chcemy zapłacić po dostawie i ze względu na to, nie rozważaliśmy wielu ofert, które do nas spływały i które miały jeden wymóg: zapłata całości przed dostawą – odpowiada wiceminister Cieszyński.

„Dziennik Gazeta Prawna” pyta także o procedury wewnętrzne dotyczące zakupów w Ministerstwie Zdrowia.

Cieszyński zaznacza, że to on odpowiadał za realizację zakupów przez ministerstwo. – Wdrożyliśmy procedurę, w wyniku której powołaliśmy zespół ekspertów, który wspierał nas w ocenie dokumentacji – stwierdza. Dopytywany, czy to regulacja na piśmie, informuje, że wtedy nie przyjmowano żadnych formalnych regulacji w tym zakresie i działali „w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu rynkowym”.

Później – podkreśla – wypracowano wspólnie z CBA formułę, w myśl której przed każdą transakcją oferta była e-mailowo przekazywana na skrzynkę, którą udostępniło CBA. Potem czekano na informację zwrotną. Cieszyński podkreśla, że propozycja tej procedury została przesłana 21 marca.

Minister Szumowski przyznaje, że pierwsza partia zakupów została zbadana 4 maja i maski bez certyfikatu nie weszły do użycia w szpitalach do opieki nad pacjentami z COVID-19.

– Znajomy ministra robi „deal życia” na wadliwych maseczkach. To naprawdę nie brzmi dobrze – komentuje „Dziennik Gazeta Prawna”, a minister Szumowski przyznaje, że kupiłby w tym czasie maseczki nawet od diabła.

– Ale nikt nie chciał ich sprzedać. Nikt. Nie było ani jednej innej oferty. A moja znajomość z kontrahentem polega na tym, że widziałem się z nim cztery lata wcześniej na nartach. Nie widziałem się z nim później – mówi Szumowski.

Przeczytaj także: „Szumowski: Chciałbym, żeby do przesłuchań w sprawie maseczek doszło jak najszybciej”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.