Archiwum prywatne

Rezydenckie bingo

Udostępnij:
– Sześć lat studiów przygotowujących do zawodu, rok wdrażania w system na stażu, a następnie kilka lat rezydentury, by uzyskać wymarzony tytuł specjalisty. Każdy z etapów poprzedza rekrutacja. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że system dystrybucji miejsc rezydenckich przypomina grę w bingo – twierdzi przewodniczący PR Mateusz Szulca.
Komentarz Mateusza Szulcy, przewodniczącego Porozumienia Rezydentów:
– Ogólne zasady są proste: prowadzący czyta losowe numery od zera do kilkudziesięciu, uczestnicy muszą zgadnąć, które numery padną, wygrywają zaś ci, którzy podali je poprawnie. Przechodząc do bardziej szczegółowych kwestii, należy zadać pytanie – co zrobić, by zracjonalizować przyznawanie miejsc rezydenckich, z korzyścią dla lekarzy i systemu opieki zdrowotnej w Polsce?

Rezydentury w liczbach
Zacznijmy od analizy ostatniego rozdania, czyli od 1 do 31 października 2021 r. Można w nim wyszczególnić dwa etapy. Na pierwszym etapie Ministerstwo Zdrowia publikuje informację o pierwotnej liczbie dostępnych miejsc, które określono na 4195. Na drugim etapie, po analizie zgłoszeń lekarzy i przeprowadzeniu konkursu w poszczególnych specjalizacjach, resort poinformował, że minister zdrowia przyznaje dodatkowe 1359 miejsc. Skąd wzięła się ta liczba? Jeśli nie wykorzysta się wszystkich 4195 miejsc podzielonych na konkretne specjalizacje, niezagospodarowane miejsca są oferowane lekarzom z najwyższymi wynikami, zgodnie z ich preferencjami, o ile dostępne są wolne miejsca szkoleniowe na terenie zgłoszonego przez nich województwa. Ostateczna liczba dodatkowych miejsc należy do arbitralnej decyzji ministra zdrowia, który – według danych MZ – podniósł ją w tym roku do maksimum. W praktyce oznacza to, że na prawie 33 proc. dostępnych rezydentur nie było chętnych – wróciły one do możliwej do rozdania puli.

Dysproporcje
Jeśli spojrzeć na listy osób zakwalifikowanych do odbycia specjalizacji, dysproporcja to pierwsze, co można zauważyć. Zestawmy koło siebie, na przykładzie radiologii i chirurgii ogólnej, pięć wartości.



Radiologia zaczynała z 2 rezydenturami i zdecydowanie mniejszą liczbą dostępnych miejsc szkoleniowych, które finalnie zapełniono. Chirurgia ogólna była dostępna dla 80 osób, jednak z tej ścieżki skorzystało jedynie 9 osób, co nie stanowi nawet połowy przyznanych na pierwszym etapie rezydentur! Można na tej podstawie wysnuć wniosek, że chirurgia już od lat nie cieszy się popularnością, skoro wyjściowo oferowała możliwości rozwoju dla tak wielu zainteresowanych. Ma olbrzymi potencjał, który jest niewykorzystywany. Po przeciwnej stronie jest radiologia – to liczba miejsc, nie chętnych, dyktuje dynamikę sytuacji. Jakie są przyczyny tego zjawiska?

Jaka pensja interesuje rezydenta?
Chirurgia ogólna, w odróżnieniu od radiologii, od lat uznawana jest za dziedzinę priorytetową. Oznacza to, że specjalizujący się w niej rezydent otrzymuje wyższą pensję.

Pomimo tej zachęty przyrost nowych adeptów jest niewielki lub żaden. Spójrzmy na to z innej perspektywy. Rezydentura to tylko okres przejściowy w karierze lekarza, większość czasu będzie pracował jako specjalista. Przez kilka lat (5 w przypadku tej specjalizacji) w ramach swojej umowy o pracę zarabia więcej niż koledzy ze specjalizacji niedeficytowych, co wydaje się korzystniejsze. Jednak po jej ukończeniu w grę wchodzą inne możliwości zarobku – sektor prywatny i praca na kontrakcie. Szachownica się odwraca – przyrost stawki w specjalizacjach, które reprezentuje w artykule radiologia, może z ogromnym prawdopodobieństwem urosnąć wykładniczo, zaś w przypadku podobnych do chirurgii ogólnej – liniowo i z mniejszą szansą na finansowe wybicie się. Można więc powiedzieć, że myślenie rezydenta przy wyborze ścieżki kariery przebiega dwuetapowo. Zwraca on uwagę na wynagrodzenie w trakcie swojego szkolenia, ale w zdecydowanie mniejszym stopniu niż na perspektywę, która czeka go po jej ukończeniu.

Czy wybierając specjalizację, młody lekarz myśli wyłącznie o pieniądzach?
Zdecydowanie nie! Oprócz osobistych preferencji i predyspozycji, które objawiają się w czasie studiów, liczą się przede wszystkim możliwości oraz warunki rozwoju. Stanowią one najsilniejszy impuls w rozwoju młodych, ambitnych ludzi. Staż podyplomowy jest tego dobrym przykładem. Przed szukającymi swojego szpitala absolwentami szkół medycznych otwiera się nagle ocean wyborów, który pozwala na odnalezienie się w systemie ochrony zdrowia i wyszukanie zgodnej ze sobą ścieżki w życiu. Dzięki zweryfikowaniu swoich decyzji i zdobytemu w ten sposób doświadczeniu kierujemy swoje kroki dalej, ku specjalizacji. I tu następuje kryzys – starcie idealizmu z brutalną rzeczywistością. Nie każdy opiekun specjalizacji spełnia pokładane w nim oczekiwania. Nie w każdym szpitalu warunki pracy są unormowane, a relacje uczciwe. Nie każdy może podjąć wymarzoną specjalizację, bo pokonał go system. Można powiedzieć: cóż, takie jest życie. Należy jednak zadać pytanie: czy stać nas w Polsce na budzenie frustracji wśród młodych (lekarzy) na każdym kroku?

Zmiany w rezydenturach – na lepsze?
Od 1 stycznia 2022 r. obowiązuje nowy system przyznawania rezydentur. Główne zmiany to możliwość wyboru kilku specjalizacji i zmiany na drugim etapie rekrutacji. O ile na pierwsze młodzi lekarze czekali od dawna, o tyle drugie niesie ze sobą ryzyko – dodatkowe miejsca będą jedynie w tej dziedzinie, z której pierwotnie pochodziły. Zamyka to drogę rozwoju osobom, które, jak w przypadku radiologii, nie dostały się w fazie pierwszej, bo od razu wykorzystają całą pulę. To zdecydowany błąd. Bez metodycznej i przemyślanej zmiany będziemy się kręcić w kółko. Efekt będzie taki, że Polacy wciąż będą rozgoryczeni długimi kolejkami do specjalisty. Dlaczego tak się stało? Ponieważ lata wcześniej jakiś lekarz przegrał w rezydenckie bingo…

Artykuł opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 2/2022.

Przeczytaj także: „Ministerstwo Zdrowia i jego konflikty”

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.