Michał Ryniak/Agencja Wyborcza.pl

Wojna jest czynnikiem nasilającym wiele chorób serca

Udostępnij:
– Silny stres może prowadzić do zaburzeń rytmu serca, obkurczenia tętnic wieńcowych i do zawału, a długotrwały – do destrukcji organizmu – mówi dyrektor Narodowego Instytutu Kardiologii prof. Łukasz Szumowski.
Czy Narodowy Instytut Kardiologii przyjął już jakichś ukraińskich pacjentów uciekających przed wojną?
– Mamy już kilku pacjentów, ale nie jest ich dużo. Pamiętajmy, że mamy wysokospecjalistyczny profil działania, więc największy napór jest obecnie w placówkach podstawowej opieki zdrowotnej. Natomiast już zaczynają zgłaszać się pierwsi pacjenci do opieki ambulatoryjnej, czyli po prostu do kardiologa. Mamy też kilku pacjentów, których przyjmowaliśmy w ramach szpitalnych procedur – do operacji serca. Zapewniamy opiekę specjalistyczną zgodnie z zapisami ustawy, ale też zgodnie ze zwykłym poczuciem przyzwoitości.

A co z personelem medycznym – czy widzicie zainteresowanie ze strony ukraińskich medyków, pielęgniarek, ratowników?
– Pamiętajmy, że do Polski przyjechały głównie kobiety z dziećmi, więc to są najczęściej lekarki. Zgłaszają się radiolodzy, kardiolodzy, czyli kadry, których bardzo potrzebujemy. To są osoby, które mają bardzo wysokie kompetencje, mówią po angielsku, mają doświadczenie i dorobek. To cenni i wartościowi lekarze.

Czy faktycznie udało się już kogoś zatrudnić?
– Na razie zebraliśmy dokumenty, między innymi prawo wykonywania zawodu, dyplomy specjalizacji, życiorysy. Będziemy teraz wspierać te osoby w procedurach prawnych, by umożliwić im legalną pracę. Jesteśmy w bieżącym kontakcie z resortem zdrowia. Pomagamy wypełniać wzory formularzy potrzebnych do wydania zgody przez ministra zdrowia. Posługują się one dobrze językiem angielskim. Nie znają jednak polskiego w stopniu wymaganym do zdania egzaminu, ale są w stanie się porozumieć i to, w świetle specustawy, teraz wystarczy. Poza tym zamierzamy zorganizować w instytucie kursy językowe. Na razie to co prawda kilka podań, ale zdajemy sobie wszyscy sprawę, że to dopiero początek.

A czy ukraińscy pracownicy instytutu wrócili z powodu wojny do swojego kraju?
– Część naszego ukraińskiego personelu wróciła. Straciliśmy na przykład pielęgniarza z intensywnej terapii. Świetny pracownik. Wrócił walczyć. Staramy się go wspierać.

Wsparliście też kliniczny szpital we Lwowie...
– Zorganizowaliśmy wsparcie szpitala we Lwowie wraz z Rządową Agencją Rezerw Strategicznych, która profesjonalnie przetransportowała specjalistyczny sprzęt do zabiegów koronaroplastyki – między innymi stenty, cewniki, prowadniki i introducery – wart ok. 0,5 mln zł. Kontakt z konkretnymi lekarzami we Lwowie dostaliśmy dzięki relacjom międzynarodowym Zakonu Maltańskiego. To jest organizacja charytatywna, działająca praktycznie we wszystkich krajach. Wsparliśmy ich sprzętem. Musimy pomagać. To jest nasz moralny obowiązek, ale musi się to odbywać w sposób wyważony. W tym wszystkim należy pamiętać też o bezpieczeństwie polskich pacjentów. Na pewno będziemy myśleli o dalszych transportach.

Można powiedzieć chyba, że serce pęka na wojnie, która jest czynnikiem potęgującym schorzenia układu sercowo-naczyniowego...
– Na organizm człowieka trzeba patrzeć jako na całość. Oczywiście osoby, które do nas przyjeżdżają, są zestresowane, a wiadomo, że silny stres może nasilać choroby układu krążenia i prowadzić do zaburzeń rytmu serca, obkurczenia tętnic wieńcowych i do zawału. Równocześnie część osób dotyka zespół stresu pourazowego i to widać po ich zachowaniu. Mam kontakt z takimi osobami przybywającymi z Ukrainy i rozmawiam z osobami, które im pomagają. Obserwujemy, że ci ludzie sprawiają wrażenie trochę nieobecnych, zamkniętych w sobie, skulonych wewnętrznie i zewnętrznie. To typowy objaw stresu pourazowego, a jak wiadomo długotrwały stres prowadzi do destrukcji organizmu. To, że ich bliscy walczą z bronią w ręku, a ich domy są bombardowane, powoduje, że się wykańczają i psychicznie, i fizycznie.

Z drugiej strony nadal mamy epidemię, a co z tym związane – wiele powikłań pocovidowych. Ma pan szansę widzieć, jak choroba odbiła się na naszych sercach.
– Jest sporo zaburzeń i powikłań pocovidowych. Z mojej dziedziny pojawiają się zaburzenia rytmu serca, ale też nasilają się te sprzed choroby, które nieraz powodują, że stan pacjenta jest cięższy niż przed chorobą. Często też z tego powodu musimy poddać pacjenta zabiegowi. Ponadto obserwujemy niewydolność serca, uszkodzenia mięśnia sercowego, zaburzenia rytmu, które są destrukcyjne. Każdy wirus – czy to grypy, czy SARS-CoV-2 – może uszkadzać mięsień serca i powodować niewydolność serca. Zakażenia wirusowe są jedną z przyczyn przeszczepień serca.

Rozmawiała Klaudia Torchała z PAP.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.