Bukiel o porozumieniu minister-rezydenci: To początek, a nie koniec

Udostępnij:
- Rządzący przyznali, że żądania rezydentów były uzasadnione, protest miał merytoryczne podstawy i nie był „polityczną zadymą” wbrew temu, co wiele razy było przedstawiane przez rządowe media i wielu przedstawicieli PiS - pisze Krzysztof Bukiel w komentarzu dla "Menedżera Zdrowia". I podkreśla, że porozumienie jest nie końcem, ale początkiem pewnego procesu.
Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
- Podpisanie porozumienia między PR a ministrem zdrowia spowodowało – jak się można było spodziewać – całe spektrum reakcji: od stwierdzeń, że to całkowita klęska do opinii, że ogromny sukces. Każdy ma jakieś inne doświadczenia, inne oczekiwania, inny temperament, inną wiedzę lub wyobrażenia na temat „siły negocjacyjnej” każdej ze stron. Trudno w takim przypadku powiedzieć kto ma rację.

Na pewno jednak bez porozumienia nie byłoby przyspieszenia o rok osiągnięcia poziomu 6 proc. PKB na zdrowie, podwyżek dla rezydentów i lekarzy specjalistów (finansowanych centralnie czyli „pozasystemowo”), zapowiedzi zwolnienia lekarzy z obowiązku wskazywania odpłatności za lek refundowany i paru innych. Oczywiście, przyjmując, że rząd ma zamiar porozumienie dotrzymać.

Z drugiej strony na pewno też żadne z postanowień porozumienia nie rozwiązuje żadnego istotnego problemu publicznej ochrony zdrowia. Jednak nie to jest w tym porozumieniu najważniejsze. Jego zasadniczym przesłaniem jest publiczne wyrażenie zaufanie stron konfliktu do siebie wzajemnie. Tylko na takim zaufaniu można budować trwałe rozwiązania.

Rządzący przyznali, że żądania rezydentów były uzasadnione, protest miał merytoryczne podstawy i nie był „polityczną zadymą” wbrew temu, co wiele razy było przedstawiane przez rządowe media i wielu przedstawicieli PiS. Rezydenci wyrazili zaufanie, że minister zdrowia ma dobre intencje, że jego zapowiedzi przygotowania kompleksowego programu naprawy ochrony zdrowia, bez wykluczania jakichkolwiek rozwiązań nawet sprzecznych z dotychczasową „narracją” rządu w tym zakresie - są wiarygodne i – co najważniejsze – że minister otrzymał zezwolenie od premiera na wprowadzenie takich zmian. Bo wszyscy sobie zdajemy sprawę, że zmiana stanowiska ministra w sporze z rezydentami nie wynikała głównie ze zmiany osoby ministra, ale ze zmiany stanowiska premiera w tej sprawie. Zmiana osoby ministra była tylko zewnętrzną oznaką zmiany podejścia rządu do problemu.

Powyższe porozumienie ma być zatem nie końcem, ale początkiem pewnego procesu – budowania stabilnego i racjonalnego systemu publicznej ochrony zdrowia. Przyjdzie zatem czas na rozwiązania, które będą o wiele bardziej trwałe i satysfakcjonujące wszystkich niż zawarte porozumienie. Muszą one uwzględniać i oczekiwania płacowe pracowników medycznych, i oczekiwania pacjentów co do dostępności leczenia, i możliwości finansowe państwa, i takie oczywiste prawdy, jak to, że każdy „interesariusz” systemu kieruje się również, a niektórzy przede wszystkim – motywacjami finansowymi i nie można od tego uciekać. Odnosi się to również do pacjentów, których również trzeba motywować finansowo aby dodatkowe środki nie „przeciekały” wskutek nadużywania świadczeń.

Oczywiście, istnieje jeszcze i taka możliwość, że to porozumienie i te zapowiedzi nowego ministra to manipulacja ze strony „najwyższych czynników rządzących”, a manipulowanymi są nie tylko rezydenci, ale i minister zdrowia. Jeśli jednak PiS chce rządzić trzy kadencje, jak zapowiedział niedawno Jarosław Kaczyński, to bez naprawy publicznej ochrony zdrowia z pewnością to się nie uda.

Przeczytaj także: "Minister i rezydenci wspólnie przed kamerami. Dogadali się" i "Hałabuz o porozumieniu minister-rezydenci: Trudne, ale potrzebne. Nie "sprzedaliśmy się".
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.