Archiwum

Ospa małpia – medialna gorączka

Udostępnij:
– Nie ma obecnie potrzeby szczepień populacyjnych w związku z ospą małpią, a problem jest głównie medialny – uspokaja dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski, specjalista w dziedzinie wirusologii, mikrobiologii i diagnostyki laboratoryjnej.
Dlaczego w ogóle rozmawiamy o tzw. ospie małpiej? Dlaczego jest wokół niej tyle szumu, skoro nie wydaje się specjalnie groźna, biorąc pod uwagę statystyki?
– Rzeczywiście, w porównaniu z SARS-CoV-2 czy wirusem ospy prawdziwej (czarnej ospy) ospa małpia ma niewielki potencjał epidemiczny, wiąże się z nią daleko mniejsza śmiertelność, więc nie jest to patogen, który spędza wirusologom sen z powiek. O to, dlaczego tak dużo się o niej mówi, należałoby chyba zapytać przedstawicieli mediów. Wydaje mi się, że jednym z powodów jest fakt, że dwa lata pandemii COVID-19 boleśnie przypomniały nam o istnieniu wirusów. Na początku roku na tapecie był wirus Lassa, bo w Wielkiej Brytanii odnotowano trzy zakażenia. Dziś oczywiście już nikt o tym nie pamięta. Teraz ospa małpia jest gorącym tematem. W jej przypadku mamy kilka tysięcy zakażeń, ale na całym świecie.

Nie ma powodów do paniki, lecz mimo to pacjenci pytają. Dobrze więc, by lekarze wiedzieli, jak rozwiać ich wątpliwości. Czy istnieją testy wykazujące obecność wirusa ospy małpiej i czy istnieje lek na tę chorobę? Pytanie ważne w kontekście długiej walki z koronawirusem bez leku.
– Testy oczywiście są. Badania molekularne wykonuje chociażby jednostka referencyjna, jaką jest Zakład Wirusologii Państwowego Zakładu Higieny. Jeśli natomiast lekarz pierwszego kontaktu ma podejrzenie, że pacjent cierpi na tę właśnie chorobę, zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Zdrowia powinien odesłać go do szpitala zakaźnego bądź do szpitala z oddziałem chorób zakaźnych. Co do leczenia: opracowanie celowanych leków doustnych przeciwko SARS-CoV-2 zajęło dwa lata. W Polsce ich obecnie nie mamy, ale to zupełnie inny problem. Natomiast leki przeciwko wirusom ospy są. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że w większości przypadków, zwłaszcza tych w Europie, nie ma potrzeby celowanego leczenia. Hospitalizacja służy przede wszystkim izolacji osób zakażonych. Zatem szczepionka bezpośrednio chroniąca przed ospą małpią nie istnieje. Niemniej jednak w 70–80 proc. skuteczna jest szczepionka przeciwko ospie prawdziwej. Warto przy tym zauważyć, że od 1980 r., kiedy eradykowano ospę prawdziwą, nigdzie na świecie nie są prowadzone rutynowe szczepienia przeciw wirusowi powodującemu tę chorobę.

Ale ktoś w ogóle te preparaty ma?
– Oczywiście. Są nawet ich kolejne generacje, o wiele bezpieczniejsze od stosowanych w przeszłości. Ale podkreślam, że o szczepieniach populacyjnych przeciwko ospie małpiej nie ma w ogóle żadnej mowy, nie ma w tej chwili takiej potrzeby. Zalecane mogą być najwyżej personelowi medycznemu narażonemu na kontakt z zakażonymi i osobom „z kontaktu”.

Kolejne generacje? Po co ktoś nad nimi pracuje, skoro choroba zniknęła?
– Fakt, że patogen nie występuje w środowisku, nie znaczy, że ktoś nie dysponuje wirusem, że jakaś organizacja „Widmo” (jak w filmach o Jamesie Bondzie) nie wpadnie na pomysł, by czarną ospę wykorzystać jako broń biologiczną. Dlatego właśnie pracuje się nad szczepionkami, a największym ich dysponentem jest armia amerykańska. My takich zapasów nie mamy i w ogóle w Europie jest ich mało. Przechowywanie większej ich ilości jest cokolwiek bez sensu, bo mają okres ważności, po upływie którego powinny być utylizowane. Badania nad szczepionką prowadzi się również dlatego, że z naukowego punktu widzenia to praca nad bardzo ciekawą rodziną wirusów.

Czy szczepienia przeciwko ospie wietrznej chronią przed ospą małpią?
– Nie. To należy wyraźnie podkreślić: mamy do czynienia z dwoma zupełnie osobnymi wirusami. Łączy je mniej więcej takie podobieństwo jak nas z karpiami.

Wróćmy do tego, że problem ospy małpiej jest przede wszystkim medialny. Zapewne pojawiły się już jakieś „fakty medialne” – plotki, fake newsy. Słyszał pan je?
– Oczywiście, pojawili się już internetowi pseudospecjaliści chorób zakaźnych z „uniwersytetów” Google’a oraz YouTube’a i zaczęli siać panikę, twierdząc, że objawy ospy małpiej są dokładnie takie jak zakażenia HIV. To oczywista bzdura, zakażenie HIV nie daje bowiem żadnych specyficznych objawów. Można spotkać też teorie, że jest to choroba występująca wyłącznie u homoseksualnych mężczyzn. Zapewniam jednak – fakt, że osoba zakażona jest homoseksualna, nie znaczy, iż wirus rozprzestrzenia się tylko wśród osób o tej orientacji. Jest to wyłącznie zbieg okoliczności. Mówimy tu o wirusie rozprzestrzeniającym się przez bezpośredni kontakt, np. otarcie skóry. Oczywiście, także przez kontakt seksualny (ale nie tylko), a poza tym niezależnie od tego, jakich płci przedstawiciele biorą w tym kontakcie udział.

Nigdy jednak do tej pory w podobnie krótkim czasie ospa małpia nie rozprzestrzeniła się w tak wielu krajach.
– To prawda, należy jednak pamiętać, że pojedyncze przypadki występowania tej endemicznej dla Afryki choroby miały miejsce w przeszłości i to co roku. Sądzę, że w tym roku doszło do nieszczęśliwego przypadku, że ognisko epidemiczne pojawiło się wśród uczestników dużej imprezy w jednym z klubów na Gran Canarii. Międzynarodowe środowisko i sprzyjające bezpośrednim kontaktom okoliczności wydarzenia są najpewniej powodem obecnego globalnego zamieszania.

Wywiad – przeprowadzony przez Michała Niepytalskiego – opublikowano w Miesięczniku Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls” 7–8/2022.

Przeczytaj także: „Ospa małpia – czy to nowa pandemia?”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.