iStock

Czy to na pewno przez brak pieniędzy?

Udostępnij:
– Nikt, kto pracuje w szpitalu, nie ma wątpliwości, że sytuacja jest zła. Winne mają być pieniądze, a właściwie ich brak – ale czy na pewno? – zastanawia się w „Menedżerze Zdrowia” były zastępca dyrektora Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie Paweł Mierzejewski.
Komentarz Pawła Mierzejewskiego, byłego zastępcy dyrektora Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie:
– W ostatnich dwóch latach system ochrony zdrowia się załamał, czego efektem są między innymi dziesiątki tysięcy nadmiarowych zgonów rocznie. Poza tym wydłużyły się kolejki, zmniejszyła dostępność badań wysokospecjalistycznych, zamykały i zamykają się kolejne oddziały. Szpitale stały się niewydolnymi organizacjami, borykającymi się z ogromnymi problemami kadrowymi. Zbiurokratyzowana do granic możliwości organizacja pracy, pomieszanie roli lekarza i urzędnika zbiera swoje żniwo – praca w szpitalu jest dla wielu ostatecznością. Młodzi lekarze pracują w szpitalu, bo muszą – jest to obowiązkowy element kształcenia, ale zamiast się kształcić często łatają dziury niewydolnego systemu. W związku z tym wielu z nich myśli o wyjeździe albo pracy w sektorze niepublicznym. Protesty medyków, w tym organizacja „białego miasteczka”, nic nie dały i wygląda na to, że… nic nie dało się zrobić. Winne mają być pieniądze, a właściwie ich brak – ale czy na pewno?

Od kilkudziesięciu lat szpitale są permanentnie restrukturyzowane, a restrukturyzacja staje się celem samym w sobie. Nie chodzi o żadne wyniki, ale o to, żeby móc się wykazać restrukturyzacją. Brak koncepcji działania szpitali, brak planów strategicznych, brak wizji prowadzi do działań na ślepo, często podyktowanych interesem politycznym. Wyniki takiego podejścia obserwujemy zarówno w skali makro, jak i mikro. Celem jest przetrwanie, gaszenie pożarów, pozostanie w strefie komfortu.

Wydaje się, że kolejna reforma szpitali przygotowana jeszcze przez wiceministra zdrowia Sławomira Gadomskiego wychodzi naprzeciw katastrofie szpitalnictwa. Chodzi o to, żeby porażkę przekuć w sukces. Skoro szpitale upadają, to niech upadają w imię reformy, bo przecież szpitali mamy za dużo, dublują swoje usługi, konkurują o kadrę. Celem reformy jest zrobienie porządku z niepotrzebnymi, deficytowymi szpitalami i oddziałami, a to się w sumie robi samo…

W informacjach o przyczynach i potrzebie wprowadzenia rozwiązań planowanych w projekcie ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa czytamy: „Wyodrębnianie w ramach wprowadzonego systemu podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej, zwanego dalej PSZ, 6 poziomów zabezpieczenia szpitalnego oparte było na skomplikowanych i mało przejrzystych kryteriach, nie niosąc istotnej wartości dodanej”. I to jest jedyna przesłanka, z którą mogę się w pełni zgodzić. Jak już kiedyś pisałem – planowana reforma jest efektem fiaska poprzedniej, wpisuje się też w filozofię permanentnej restrukturyzacji.

Zgodnie z projektem nowa ustawa przewiduje osiągnięcie efektów na kilku płaszczyznach.

Po pierwsze – utworzenie Agencji Rozwoju Szpitalnictwa (ARS). Instytucja ta będzie odpowiedzialna za inicjowanie, wspieranie i monitorowanie procesów naprawczo-rozwojowych, czyli de facto będzie to takie biuro polityczne nadzorujące szpitale. Agencja skupi najświatlejsze umysły, które rozwiążą wszystkie problemy szpitali. To, czego nie udało się Ministerstwu Zdrowia, Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, Narodowemu Funduszu Zdrowia, zrobi wreszcie ARS? Trzeba przyznać, prawdziwie napoleoński plan.

Po drugie – zmiany w zakresie PSZ. Zmieni się sposób kwalifikacji do PSZ, pojawią się minimalne wymagania ilościowe dla usług zabiegowych, planowana jest rezygnacja z poziomów szpitali, łatwiejsze kontraktowanie dodatkowych świadczeń. Jak od tego ma się cokolwiek poprawić, trudno wywnioskować.

Po trzecie – poprawa sytuacji ekonomiczno-finansowej szpitali poprzez restrukturyzację zadłużenia. Kluczem do sukcesu ma być przypisanie szpitalom kategorii od A – dobra sytuacja ekonomiczna – do D – konieczne pilne działania naprawcze. W jakiś magiczny sposób szpitale z kategorii D będą się stawały szpitalami kategorii A albo po prostu będą likwidowane, co chyba już samo zaczęło się dziać.

Podsumowując – planowana reforma będzie skutkowała dalszą rozbudową aparatu urzędniczego, jeszcze większą biurokracją i technokracją, jeszcze bardziej niejasnymi regułami zarządzania szpitalami, no i oczywiście rosnącymi kosztami. Cieszy się pewnie sektor prywatny, bez którego już teraz ochrona zdrowia nie mogłaby funkcjonować. Wystarczy podać przykład stomatologii lub psychiatrii.

Tekst opublikowano w „Menedżerze Zdrowia” 11–12/2021. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.

Przeczytaj także: „Wspólnie – inaczej się nie da”, „Negatywnie o projekcie ustawy szpitalnej – stanowisko PFSz”, „Pieniądze na oddłużenie szpitali, a nie na ARS”, „Kontrola dyrektora”, „Projekt bez nadziei” i „Projekt ustawy – ważne zmiany w szpitalnictwie”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.