Kolorowe opaski

Udostępnij:
Ministerstwo Zdrowia skierowało do opiniowania projekt rozporządzenia w sprawie szpitalnego oddziału ratunkowego, który wprowadza segregację medyczną chorych ze względu na ich stan. Pacjenta z czerwoną opaską lekarz zobaczy natychmiast, z pomarańczową w 10 min, żółtą do godziny, a z niebieską i zieloną zaczekają nawet kilka godzin albo zostaną skierowani do nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej.
- Nowa organizacja ma nie tylko przywrócić szpitalnych oddziałom ratunkowych pierwotną funkcję, a więc nadać status miejsca ratowania życia, ale też zapewnić pacjentom odpowiednio szybką opiekę lekarza - informuje "Dziennik Gazeta Prawna" i wyjaśnia, że triażyści mają też regularnie sprawdzać stan chorych przypisanych do określonego koloru. Chodzi o to, by odpowiednio szybko wychwycić pogorszenie i udzielić im pomocy.

- Te precyzyjne przepisy mają zapobiec sytuacjom takim jak ta ze szpitala w Sosnowcu, gdzie pod koniec marca pacjent zmarł po dziewięciu godzinach czekania. 39-letni mężczyzna zgłosił się do placówki z siną nogą od kolana, z której w dodatku sączył się płyn. Personel uznał jego przypadek za mniej pilny od pozostałych i chory nie doczekał pomocy - tłumaczy "Dziennik Gazeta Prawna".

Jeśli chcesz ściągnąć projekt, kliknij w: "Rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie szpitalnego oddziału ratunkowego".

Balicki o hipochondrykach, szpitalnych oddziałach ratunkowych i Danii
Eksperci przy rzeczniku praw obywatelskich twierdzą, że nawet 77 procent pacjentów w ogóle nie powinno trafić na SOR. Czy to hipochondrycy? - Nie, po prostu tak działa system naczyń połączonych: podstawowa opieka zdrowotna, ambulatoryjna opieka specjalistyczna, pogotowie ratunkowe i szpitalne oddziały ratunkowe. Problemy w tym układzie były zawsze, tylko że kiedyś nadużywano raczej pogotowia, a dziś SOR - odpowiada Marek Balicki, były minister zdrowia.

- Kiedyś nadużywano raczej pogotowia. Ludzie wzywali karetkę do chorego na anginę do domu. Dziś pogotowie jest lepiej zorganizowane, dyspozytorzy lepiej przygotowani do oceny sytuacji, a za nadużycie grozi mandat - wyjaśnia Balicki w rozmowie z "Krytyką Polityczną".

- Karetki nie wzywamy na darmo, bo szkoda nam tych paru stów, rozumiem. I co wtedy? - pyta "Krytyka Polityczna".

- POZ kończy pracę o 18. Potem działa opieka nocna i świąteczna, ale rozsądny człowiek, który ma jakiś poważny problem wymagający interwencji w środku nocy, woli od razu pojechać do szpitala niż tam, gdzie dostępna jest głównie pieczątka i słuchawka. I w nocy zazwyczaj stąd te tłumy, z kolei za dnia to często konsekwencja długości kolejek do specjalistów. Jeśli chcemy mieć szybko zrobione USG i nie stać nas na wizytę prywatną, to lepiej przemęczyć się 12 godzin, niż czekać kilka tygodni albo i miesięcy - wyjaśnia Balicki i odpowiada na pytanie, co z tym zrobić i jak naprawić system.

- W Danii działa system POZ, w którym lekarz rodzinny pracuje zwyczajne 8 godzin. Tworzy się jednak rejony dyżurów liczące po około dwadzieścia tysięcy mieszkańców, z ośmioma lekarzami na rejon. Wtedy każdy lekarz rodzinny ma dyżur 3–4 razy w miesiącu i przez noc jest pod telefonem. Udziela porad telefonicznych, w razie wątpliwości może przyjechać albo od razu wezwać karetkę pogotowia, jeśli na podstawie otrzymanych informacji podejrzewa np. udar. Jeśliby powstał u nas taki system, dał poczucie bezpieczeństwa i umożliwił lekarzowi wizytę domową i ocenę problemu – to nie mielibyśmy po co jeździć na SOR - tłumaczy były minister zdrowia.

Przeczytaj także: "Szumowski: Będziemy raportować, jaki jest czas oczekiwania na SOR".

Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.