Patryk Rydzyk

Niebezpieczna propozycja ►

Udostępnij:
– System opieki zdrowotnej, który zaproponował poseł Janusz Korwin-Mikke z Konfederacji, może mniej wtajemniczonym w organizację i finansowanie ochrony zdrowia czytelnikom wydać się oryginalny. Po wczytaniu się w szczegóły trzeba jednak stwierdzić, że jest, niestety, skrajnie utopijny i niebezpieczny – mówi w „Menedżerze Zdrowia” dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Poseł Konfederacji Janusz Korwin-Mikke w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” – z cyklu „Zdrowie po wyborach” – sugeruje, aby system ochrony zdrowia był w pełni wolnorynkowy. Mówi też o likwidacji płatnika.

– Jeśli wygramy wybory, od razu zaczniemy prywatyzację ochrony zdrowia i pracę nad rozmontowaniem wrogiej pacjentowi i obywatelowi kosztownej struktury, jaką tworzą Narodowy Fundusz Zdrowia. Przeprowadzimy weterynaryzację służby zdrowia – mówi.

Poseł Konfederacji proponuje też wprowadzenie bonów zdrowotnych.

– Spowoduje to, że zniknie Narodowy Fundusz Zdrowia – czyli monopolista, jeśli chodzi o płacenie za świadczenia medyczne. Inaczej mówiąc, zamiast przymusowego ubezpieczenia w funduszu każdy wybierze ubezpieczyciela, a podmioty medyczne zaczną podlegać rynkowym mechanizmom konkurencji. Takie rozwiązanie sprawi, że menedżerowie będą zarządzać placówkami medycznymi w sposób efektywny, ograniczając zadłużenie – uważa Korwin-Mikke, dodając, że „dziś pieniądze Polaków są zabierane im w podatkach i przekazywane na nieudolną, marnotrawiącą środki ochronę zdrowia”.

Stanowczo nie zgadza się z takim stanowiskiem dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego i wiceprzewodnicząca Rady Narodowego Funduszu Zdrowia.

– System opieki zdrowotnej zaproponowany przez posła Janusz Korwin-Mikkego w wywiadzie z „Menedżerem Zdrowia” może niektórym czytelnikom – mniej wtajemniczonym w organizację i finansowanie ochrony zdrowia – wydać się oryginalny, ale po wczytaniu się w szczegóły trzeba jednak stwierdzić, że jest, niestety, skrajnie utopijny i oderwany od rzeczywistości w sektorze ochrony zdrowia zarówno jeśli chodzi o potrzeby zdrowotne obywateli, ich oczekiwania, jak i o organizację systemu w częściach publicznej i prywatnej. I teoria, i praktyka pokazują, że zaspokajanie potrzeb w zakresie usług społecznych musi się odbywać przy silnym udziale sektora publicznego. W przeciwnym razie obywatele, będący w najtrudniejszej sytuacji pod względem demograficznym, epidemiologicznym, ekonomicznym czy społecznym, byliby narażeni na brak dostępu do świadczeń zdrowotnych – mówi Małgorzata Gałązka-Sobotka, dodając, że „koncepcja posła powiększyłaby jedynie nierówności w dostępie do usług zdrowotnych”.

– Poseł Korwin-Mikke zasugerował, że ludzie, mając do wykorzystania bon zdrowotny, będą potrafili sami się o siebie zatroszczyć. To błędne założenie, wynikające z mylnej opinii, że wszyscy obywatele naszego kraju dysponują wysokimi kwalifikacjami zdrowotnymi i są odpowiedzialni za swoje zdrowie. Z danych dotyczących zgłaszania się na badania profilaktyczne wynika, że Polacy mają z tym ogromny problem. Lekceważymy dobrodziejstwo współczesnej profilaktyki i nie minimalizujemy zagrożeń zdrowotnych, wybierając niewłaściwy styl życia oraz bierną postawę wobec szczepień i wczesnej diagnostyki. Oznacza to, że samodzielny wybór przez obywateli dostawców usług, których oferta rozwijana jest tylko na podstawie celów biznesowych, wyłanianych w grze wolnorynkowej – jak chciałby poseł – może nie iść w parze z interesami zdrowia publicznego – stwierdza ekspertka.

– Wolnorynkowość w ochronie jest nie tylko nieracjonalna, ale i niebezpieczna. Zrównoważony system ochrony zdrowia powinien zawierać w sobie mechanizmy konkurencji, ale zorientowanej przede wszystkim na jakość, której atrybutami jest między innymi bezpieczeństwo, skuteczność, równość i efektywność – twierdzi Gałązka-Sobotka, dodając, że „podawanie przykładu rynku usług weterynaryjnych jako wzoru dla opieki nad ludźmi, może przerażać w kontekście ogromu zwierząt, które z powodów ograniczeń ekonomicznych i postaw opiekunów, nigdy nie mogły liczyć na pomoc medyczną”.

Ekspertka zwraca też uwagę, że „poseł, mówiąc o kosztownej strukturze, mija się z faktami”.

– Do podważenia jego słów wystarczy podanie jednej wartości. Narodowy Fundusz Zdrowia przeznacza na administrację systemu finansowania usług z pieniędzy publicznych, które są w jego dyspozycji, jedynie 0,75 proc. kosztów. To rekord świata – mówię to z całą odpowiedzialnością. Nie ma na świecie instytucji ubezpieczenia publicznego – a tym bardziej prywatnego – która byłaby w stanie ponosić tak niskie koszty administracyjne. Przeciętne wynoszą one około 5–7 proc. w instytucjach ubezpieczenia publicznego i nie mniej niż 20 proc. u ubezpieczycieli prywatnych. W kontekście kosztów obsługi publicznego systemu można go wręcz klasyfikować jako najbardziej efektywny. Gdy jednak patrzymy na wartość zdrowotną, którą otrzymujemy – lub inaczej, którą tracimy – to zasadnym jest zarzut o skrajne niedofinansowanie zarówno na poziomie ogólnych wydatków na zdrowie, jak i zasobów niezbędnych do jego bieżącej obsługi, takich jak niedobór wysoko wykwalifikowanych kadr – ocenia Małgorzata Gałązka-Sobotka.

Wypowiedź ekspertki do obejrzenia poniżej.



Przeczytaj także: „Leczmy ludzi jak zwierzęta” i „Bon zdrowotny atrakcyjny tylko dla zdrowego i bogatego 30-latka”.

Wszystkie materiały z cyklu „Zdrowie po wyborach” są dostępne po kliknięciu w poniższy baner.



 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.