Ministerstwo Zdrowia
Ministerstwo Zdrowia

Polityka? Tak, ale zdrowotna

Udostępnij:

O zdrowiu i wyzwaniach z nim związanych nigdy wcześniej nie było tak głośno. Czy uda się to przekuć w rozwiązania prawne? Między innymi o tym „Menedżer Zdrowia” rozmawia z minister zdrowia Jolantą Sobierańską-Grendą, która twardo stoi na stanowisku, że jest osobą spoza świata polityki.   

  • O problemach w ochronie zdrowia mówiono ostatnio podczas obydwu szczytów zdrowia: rządowego i prezydenckiego. Minister zdrowia komentuje te wydarzenia
  • Co z finansowaniem zdrowia i składką zdrowotną?
  • Czego szefowa resortu życzy sobie w nowym roku?
  • Co z ustawą podwyżkową?
  • Publikujemy wywiad Marzeny Sygut-Mirek i Krystiana Lurki z „Menedżera Zdrowia” z minister zdrowia Jolantą Sobierańską-Grendą

Jolanta Sobierańska-Grenda

4 grudnia odbył się „Szczyt medyczny – Bezpieczny pacjent” organizowany przez Ministerstwo Zdrowia. Uczestniczyli w nim premier Donald Tusk i minister finansów Andrzej Domański. Czy obecność najważniejszych polityków państwa oznacza, że zdrowie stało się najwyższym priorytetem rządu?

Zdecydowanie tak i to nie jest tylko moje zdanie. Osoby z branży i spoza niej, z którymi rozmawiałam po wydarzeniu, podkreślały i doceniały uczestnictwo oraz zaangażowanie premiera i ministra finansów. Cieszy też to, że podczas szczytu mówiliśmy o faktach i przyczynach zaistniałego stanu rzeczy. To było bardzo potrzebne spotkanie. Pokazało, że zdrowie jest ważne dla tych, którzy w kraju podejmują kluczowe decyzje. Wydaje się, że szczyt wywołał też większe zainteresowanie przedstawicieli innych środowisk politycznych obszarem zdrowia. Widać motywację po stronie polityków Nowej Lewicy i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Są pierwsze reakcje i konkretne propozycje. Właśnie to chcieliśmy osiągnąć. Zdrowie stało się priorytetem – a tego oczekują pacjenci. Wywołana przez nas dyskusja to pozytywny efekt szczytu medycznego.

Dzień po szczycie ministerialnym w Pałacu Prezydenckim odbył się „Szczyt zdrowotny – Na ratunek ochronie zdrowia”. Oba spotkania opisywaliśmy w „Menedżerze Zdrowia” – w tekstach „Rozwiązujmy problemy, a nie szukajmy kozła ofiarnego” Na szczycie prezydent nie gryzł się w język”Podczas rządowego było koncyliacyjnie, w trakcie prezydenckiego już mniej. Premier mówił, żeby nie szukać winnych. Prezydent krytykował – było między innymi o tym, że jest za mało medyków, rozmawiano o niewłaściwej wycenie świadczeń i kłopotach z finansowaniem zdrowia. Co pani na to?

Z niektórymi rzeczami się zgadzam, z niektórymi nie. Po stronie prezydenta na pewno zabrakło stwierdzenia, że stojące obecnie przed ochroną zdrowia wyzwania to nie jest konsekwencja decyzji z ostatnich dwóch lat, ale efekt poprzednich rządów.

Co do wyceny świadczeń, potwierdzam to, co chyba wszyscy wiedzą. Niektóre z procedur są przeszacowane. Wynika to między innymi ze skutecznego lobbowania na rzecz konkretnych dziedzin w przeszłości.

Odnosząc się do kadr medycznych, proszę zwrócić uwagę, że same przedstawicielki Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, przedstawiając fakty, podkreślały, że w zeszłym roku z kraju wyjechało jedynie 70 pielęgniarek. Zdecydowanie więcej do kraju przyjechało, co pokazuje, że w tej grupie zawodowej jest zdecydowany progres. Wpłynęła na to między innymi ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych.

Wkrótce poprawi się nam również statystyka dotycząca kadry lekarskiej. Dzięki otwarciu nowych kierunków lekarskich możemy spodziewać się dużego dopływu tej grupy zawodowej. Oczywiście, w tej chwili jesteśmy jeszcze w okresie przejściowym. Nowi lekarze dopiero się kształcą, ale patrząc na liczebność naborów, można śmiało przewidywać, że perspektywa jest bardzo dobra.

A co pani powie o deficycie w budżecie płatnika?

Powiem wprost – kłopoty finansowe nie powstały z dnia na dzień, to pokłosie wielu ostatnich lat. Niestety efekt jest taki, że w tym roku dochodzimy do ściany, a w przyszłym dojdziemy do niej na pewno. Problem finansowy w obszarze zdrowia sygnalizowałam od początku mojej pracy w Ministerstwie Zdrowia.

Nie ma co zakłamywać rzeczywistości. Pomimo tego, że publiczne pieniądze wydawane na ochronę zdrowia w Polsce z roku na rok zwiększają się zarówno w ujęciu nominalnym (w 2016 r. było to 83,3 mld zł, w 2020 r. – 116,2 mld zł, a w 2026 r. będzie to 248,6 mld zł), jak i w ujęciu procentowym (w 2016 r. było to 4,46 proc., w 2020 r. – 4,92 proc., w 2026 r. – 5,97 proc.), to luka finansowa się zwiększa.

Kłopotem są wydatki. Wydolność składkowa Narodowego Funduszu Zdrowia, czyli to, ile procent wydatków systemu jesteśmy w stanie pokryć ze składki, bez potrzeby dotacji z budżetu państwa, zmniejsza się. W 2026 r. będzie brakować 54,20 mld zł.

Musimy podjąć decyzję dotyczącą przyszłości sektora ochrony zdrowia. Potrzebna jest poważna dyskusja, czy będziemy w stanie utrzymać obecny system składkowy, który w rzeczywistości nie jest już systemem składkowym, ale mieszanym, odkąd zaczęły wpływać dotacje z budżetu państwa do Narodowego Funduszu Zdrowia. Uważam, że nie. Dyskusja o tym będzie oczywiście trudna, ale nie powinna w żaden sposób być stygmatyzowana tym, kto jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy, kto przyczynił się do tego, że mamy taką sytuację, ponieważ tych czynników jest wiele. Staram się nie patrzeć w przeszłość, nie oceniać decyzji z ostatnich lat. Nie było mnie przy tym. Po prostu siądźmy do stołu, rozmawiajmy, wypracowujmy rozwiązania i działajmy.

Problemem dla obozu rządzącego mogą być decyzje prezydenta. Pewną nadzieję daje jednak fakt, że pod ustawą z 21 listopada 2025 r. o zmianie ustawy o Funduszu Medycznym oraz ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych znalazł się podpis Karola Nawrockiego. Ta decyzja skutkowała przesunięciem 7,6 mld zł do budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia. Poczuła pani po tym ulgę?

Właśnie o tym mówię – w zdrowiu da się działać ponad podziałami. Oczywiście, że tak.

Czy kierownictwo Ministerstwa Zdrowia może być łącznikiem między prezydentem a rządem?

Patrzę na tę współpracę z taką właśnie nadzieją, ale pozostaję racjonalistką. W pewnych kwestiach na pewno jesteśmy w stanie, znaleźć kompromis. Im mniej w zdrowiu polityki, tym lepiej i łatwiej. Niestety nie zawsze jest to możliwe. Podkreślę raz jeszcze – podpis prezydenta pod nowelizacją o Funduszu Medycznym to pozytywny sygnał.

Jak pani wspomina pierwsze dni w budynku przy ul. Miodowej?

Pierwsze tygodnie to rozmowy i ustalanie pozycji wyjściowej. Niezależnie od środowiska, od miejsca, w którym się pojawiałam, słyszałam o finansach. To źle, że wcześniej o pieniądzach nie mówiło się głośno. Oczywiście zdrowie jest najważniejsze, ale nie wstydźmy się mówić, że ono kosztuje. Odpowiedzialnie i uczciwie jest powiedzieć, w jakiej sytuacji jesteśmy. A my stoimy – jak mówiłam – pod ścianą. Ten rok uda nam się jakoś zamknąć. Potwierdzili to także premier i minister finansów. Zapowiedzieli, że pieniędzy na zdrowie wystarczy. Zresztą sytuacja w ochronie zdrowia, jak co roku w ostatnim kwartale jest podobna – wiem to, bo przez lata zarządzałam szpitalami. Raczej nie unikniemy sytuacji, w której pod koniec roku mamy do czynienia z przesunięciem niektórych zabiegów planowych. W tym roku jest podobnie. Jednak nie ma nadzwyczajnej skali tych przesunięć. Skala jest porównywalna do zeszłorocznej, co nie zmienia faktu, że o zmianach w finansowaniu powinniśmy rozmawiać. Musimy przede wszystkim znaleźć odpowiedź na pytania, czy system składkowy jest odpowiedni i jak zmniejszyć wydatki.

Zatem podwyższenie składki zdrowotnej?

Gdyby to zależało wyłącznie ode mnie, to tak. Nie są to jednak moje kompetencje. Dodatkowe pieniądze są niezbędne, aby w ochronie zdrowia było lepiej i po żebyśmy co roku nie powtarzali, że jest źle, ale jakoś to będzie. Potrzebny jest konsensus polityczny, zgoda ponad podziałami, także z prezydentem. Potrzebna jest generalna zmiana w finansowaniu zdrowia.

Mówiła pani o wydatkach na zdrowie. Duża ich część związana jest z uchwaleniem w 2017 r. ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Łączny koszt jej realizacji wyniósł od 9,3 mld zł w 2022 r. do 58,6 mld zł w 2025 r. Za rok będzie 71,3 mld zł. Co z tym zrobić? Na jakim etapie są rozmowy dotyczące ustawy podwyżkowej?

Ustawa podwyżkowa będzie nadal obowiązywać. Kolejne posiedzenie Trójstronnego Zespołu do spraw Ochrony Zdrowia odbędzie się w styczniu 2026 r.

Przedstawiciele strony społecznej oczekują od nas projektu ustawy. Co w nim się znajdzie? Na pewno propozycja przesunięcia terminu wypłacania podwyżek o pół roku i poprawka wskaźnika waloryzacji.

Przesunięcie spowoduje, że termin wypłacania około 5 mld zł zmieni się z 1 lipca 2026 r. na 1 stycznia 2027 r. Zyskamy czas na dalsze rozmowy o ustawie podwyżkowej.

Chcielibyśmy odejść od obecnego mechanizmu podwyżkowego na rzecz waloryzacji o wskaźnik, ustalany co roku dla budżetówki. Obecnie sposób ustalania minimalnego wynagrodzenia oblicza się z wykorzystaniem przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Najniższe pensje w ochronie zdrowia wylicza się na podstawie wysokości przeciętnego wynagrodzenia z roku ubiegłego, które publikuje prezes Głównego Urzędu Statystycznego. Na tę kwotę składają się premie, nagrody i wszystkie możliwe dodatki. W skrócie – sumuje się te liczby i na tej podstawie ustala minimalne wynagrodzenia w ochronie zdrowia. Czy uda się osiągnąć w tej sprawie kompromis? Zobaczymy…

Zależy to od prezydenta? On podczas swojego szczytu zdrowotnego zadeklarował, że nie pozwoli na zmiany przy tzw. ustawie podwyżkowej.

Zgadza się…

Znów polityka.

Rozmawiamy, pracujemy…

Wracając do ustawy – nie jest pani za nią odpowiedzialna, nie pani ją przygotowywała, a to pani musi zmagać się z jej konsekwencjami. Negocjować zapisy, wysłuchiwać skarg ludzi z branży… Może pani nawet ostatecznie porozumieć się z Trójstronnym Zespołem do spraw Ochrony Zdrowia, a i tak prezydent może ją zawetować. Trudna sytuacja.

Trudna, ale negocjujemy.

Powiem więcej – byłam osobą, która jako dyrektor szpitala musiała ją realizować. Dlatego rozumiem, jak bardzo rozbieżne są interesy medyków i zarządzających szpitalami. Zmiany w przepisach to wyzwanie dla nas wszystkich.

To inaczej... Jak pani minister oceniłaby pakiet następujących działań: niewiele, ale jednak zwiększamy składkę zdrowotną, zmieniamy przepisy, aby więcej pieniędzy na zdrowie było od rolników i aby przestała obowiązywać ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego? Gdyby to zrobić, to, co by się wydarzyło?

Moglibyśmy spać spokojnie. Mielibyśmy stabilne finansowanie systemu ochrony zdrowia. Poprawiłoby się jego działanie.

A to nastąpi?

Podjęcie każdej z trzech decyzji jest trudne i społecznie, i politycznie. Ale te trzy rzeczy to takie moje życzenia noworoczne…

Wracając do wyceny świadczeń. Co trzeba byłoby zmienić? Może należałoby częściej je aktualizować?

To nie jest prosty i szybki proces. Chciałoby się, aby można łatwo powiedzieć: „Tu obcinamy, tam dodajemy”. W resorcie nad tym pracujemy. Mam nadzieję, że to przyspieszymy, urealnimy. Proszę jednak pamiętać, że zmiany trzeba będzie skonsultować z przedstawicielami środowisk lekarskich. Chcielibyśmy właściwie wyceniać tę pomoc, której Polacy oczekują i która jest potrzebna. Nie chcemy płacić ani za mało, ani za dużo.

O jakiej dziedzinie pani myśli?

Odpowiem inaczej – świadczenia kardiologiczne zostały wysoko wycenione, wypremiowane. W tym przypadku można spodziewać się obniżki. Pacjenci ze schorzeniami i wadami układu sercowo-naczyniowego są dobrze zaopiekowani. Potem będziemy przyglądać się kolejnym dziedzinom.

Dużo w „Menedżerze Zdrowia” piszemy o tym, że porodówki są stratne na każdym porodzie. Podaliśmy dwa przykłady. Pierwszy – średni przychód z Narodowego Funduszu Zdrowia za jeden z nich w szpitalu wojewódzkim w 2024 r. wyniósł 4796 zł, a koszt – 15 275 zł. Drugi, w ujęciu rocznym, odpowiednio 2,1 mln zł i 6,7 mln zł. To 4,6 mln zł na minusie w roku.

Oczywiście, może tak być. Trzeba jednak przyjrzeć się wycenie procedur na oddziałach położniczych, wliczając w to chociażby koszty pracy na danym oddziale. Ale zwrócę uwagę na coś innego – na konsolidację szpitali. Naprawdę warto to zrobić. Jako prezes zarządu spółki Szpitale Pomorskie zorganizowałam konsolidację szpitali i nie miałam takich kosztów porodu ze względu na inną organizację pracy – inne obsady, koszty pracy itd. Proces ten ułatwia obowiązująca od 17 września 2025 r. nowelizacja ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Nowe przepisy mają pomóc nam poprawić funkcjonowanie szpitali, zapobiec ich zadłużaniu się i pozwolić na zmianę, tak, aby przystawały do potrzeb zdrowotnych starzejącego się społeczeństwa. Wydaje się, że to zadziała. Mimo że zapisana w przepisach konsolidacja jest dobrowolna, to widzę zaangażowanie dyrektorów i samorządowców, którzy są właścicielami szpitali. Dopytują, wiedzą, że już nie ma odwrotu – zdają sobie sprawę, że w pojedynkę trudniej prowadzić podmiot leczniczy i że to są koszty, nawiązując na przykład do porodówek. Jako osoba odpowiedzialna za konsolidację mówię, że to nie są koszty, tylko oszczędności. Wkrótce można się spodziewać pierwszych konsolidacji.

Podkreślała pani, że jest osobą spoza polityki. Minęło już kilka miesięcy pracy w budynku przy ul. Miodowej. Czy coś się zmienia?

Wiele się zmienia, ale to jedno na pewno nie. Zdecydowanie jestem apolityczna. Jedyne moje związki z polityką, to te z polityką zdrowotną – i chcę przy tym pozostać. Polityka? Tak, ale tylko ta zdrowotna.

Przeczytaj także: „Doktor konsolidacji”.

Menedzer Zdrowia twitter

 
© 2025 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.