Polska-Wschód, czyli zapraszamy lekarzy z Ukrainy i Białorusi

Udostępnij:
– Wydaje się, że otwarcie się polskiej służby zdrowia na lekarzy ze Wschodu będzie służyć obopólnym interesom - przyznał Konstanty Radziwiłł i wspomniał o Ukrainie i Białorusi. „Menedżer Zdrowia” przeprowadził sondę. Spytaliśmy, czy pomysł ministra może poprawić sytuację kadrową w Polsce i czy zagraniczni lekarze to dobrzy fachowcy. Mamy wypowiedzi Jędrzejczaka, Jędrzejczyka, Bukiela, Fronczaka, Madery, Kowalczyka i Grzegorczyka.
Wiesław W. Jędrzejczak, konsultant krajowy do spraw hematologii, kierownik Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego:
– Polskiemu pacjentowi nie wystarczy, że przyjmie go człowiek w białym fartuchu, polski pacjent potrzebuje dobrego lekarza, który rozwiąże jego problem. Przy średniej europejskiej 3,7 lekarza i 8,6 pielęgniarki na 10 tysięcy ludności Polakami opiekuje się 2,2 lekarza i 5,8 pielęgniarki na 10 tysięcy ludności. Z tego punktu widzenia Ukraina, która statystycznie ma 3,5 lekarza i 7,1 pielęgniarki na tę samą liczbę ludności wydaje się miejscem, skąd te dodatkowe kadry medyczne można pozyskać. Jednakże, gdy się pojedzie na Ukrainę i zwiedza ukraiński szpital to tego „nadmiaru” kadry nie widać. Zwłaszcza nie widać „młodych wilków”, czyli bardzo zdolnych, młodych lekarzy, chętnych do podboju świata. Lekarze, z którymi się spotkałem, czyli hematolodzy to osoby kompetentne, ale w wieku, w którym człowiek jest już ustabilizowany, kiedy trudno mu rzucić wszystko i przenieść się do innego kraju. I nie widać za nimi tego nadmiaru młodości i talentu lekarskiego, którym Ukraina mogłaby się z Polską podzielić. Może z pielęgniarkami będzie łatwiej.

Tadeusz Jędrzejczyk, ekspert organizacji ochrony zdrowia i były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia:
– Na samym początku należy zwrócić uwagę, że to właśnie mechanizm swobodnego przepływu specjalistów w ramach Unii Europejskiej jest jednym z powodów (oczywiście w połączeniu z niskimi nakładami na ochronę zdrowia w Polsce) pogłębiających się niedoborów kadrowych, które zresztą nie dotyczą wyłącznie lekarzy. Po prostu część profesjonalistów mając szanse na znalezienie lepszej pracy w innym kraju europejskim po prostu z tego korzysta. Z drugiej strony nasze szpitale i przychodnie nie są atrakcyjnym miejscem pracy, przy czym nie chodzi tu wyłącznie o zarobki ale też warunki pracy i wsparcie zespołu. W efekcie odpływowi specjalistów nie towarzyszy zauważalny przypływ z innych krajów wspólnoty. Jeśli chodzi o wykształcenie kadr medycznych to wewnątrz Unii mamy wypracowane minimalne standardy, które właśnie pozwalają na wspomniany wcześniej swobodny przepływ specjalistów. Jeśli chodzi o absolwentów uczelni białoruskich, ukraińskich czy rosyjskich, to wiedząc, że prezentują one zróżnicowany poziom nie wyobrażam sobie żadnego systemu relokacji dla lekarzy (ale także innych zawodów), który mógłby funkcjonować z pominięciem weryfikacji ich wiedzy.

Podsumowując, procedury zawsze warto upraszczać, jednak rezygnacja z weryfikacji wiedzy wydaje posunięciem bardzo ryzykownym, tym bardziej, że ewentualny "import" specjalistów powinien być oparty nie tylko na przesłankach ilościowych ale i jakościowych.

Kolejną barierą jest dostępność samych lekarzy z Białorusi i Ukrainy. Pierwszy z tych krajów jest niewielki, drugi natomiast właśnie wprowadza fundamentalne reformy i znacząco zwiększa nakłady na ochronę zdrowia. Słowem żaden z nich nie zapewni wystarczająco dużej podaży specjalistów. Potencjalnym rezerwuarem kadry mogłaby być tak na prawdę jedynie Rosja, tym bardziej, że od kilku lat wyraźnie spada tam poziom życia a i nakłady na ochronę zdrowia nie należą do priorytetowych. W praktyce oczywiście pracują u nas już lekarze pochodzący z wszystkich wymienionych krajów.

Ostatnią barierą jest potencjalny "reeksport". Uznane bowiem przez Polskę prawo wykonywania zawodu czy posiadanej specjalizacji, na mocy regulacji unijnych oznaczałoby, że dany specjalista mógłby pracować w każdym kraju członkowskim.

Podsumowując, skuteczne pozyskanie lekarzy i innych profesjonalistów spoza Polski jest możliwe i może być przeprowadzone w sposób bezpieczny dla pacjentów, wymaga jednak dobrego przygotowania, znaczących nakładów i czasu. Warto byłoby przy tym skorzystać z doświadczeń takich kraju jak Szwecja, która w swoim czasie podobny program z powodzeniem wdrożyła pozyskując właśnie specjalistów z Polski.

Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
– Czy moim zdaniem otwarcie się na lekarzy ze Wschodu może poprawić sytuację kadrową w systemie ochrony zdrowia? Oczywistym jest, że jak będzie więcej lekarzy, niezależnie skąd by byli, to formalnie sytuacja kadrowa poprawi się w zakresie "kadry lekarskiej". Czy wspomniani pracownicy są dobrze przygotowani do pracy w Polsce? Tego z pewnością stwierdzić nie mogę. Słyszałem jedynie niezbyt pozytywne opinie dotyczące studiów medycznych na Ukrainie. Chodzi o możliwość uzyskiwania pozytywnych ocen z egzaminów bez faktycznej wiedzy i umiejętności. Słyszałem też o – podobno – powszechnej korupcji w publicznej służbie zdrowia na Ukrainie, ale nie jestem w stanie zweryfikować prawdziwości tych tez.

Niezależnie jednak od wszystkiego, pomysł ministra Radziwiłła, a zwłaszcza okoliczności jego ogłoszenia, należy ocenić negatywnie z powodu tego, że – według zamierzeń ministra – jest swoistą bronią w walce z protestem lekarzy i innych pracowników ochrony zdrowia i miał ich zastraszyć. Takich działań minister nie powinien podejmować w imię poszanowania swoich partnerów, jakimi są lekarze rezydenci i pracownicy ochrony zdrowia w ogóle.

Poza tym, pytaniem istotnym, wręcz ustrojowym, jest też pytanie o model rozwoju naszej ojczyzny. Czy mamy stać się jak niektóre inne państwa europejskie (w tym zwłaszcza Niemcy czy Wielka Brytania) państwem, który swój rozwój opiera na emigrantach? Ja byłbym temu przeciwny. Powinniśmy dbać o równomierny rozwój naszej ojczyzny i w oparciu o naszych obywateli, co musi oznaczać także takie finansowanie publicznej ochrony zdrowia, aby stała się ona atrakcyjnym miejscem pracy dla tych Polaków, którzy widzieliby się w zawodach medycznych, w tym również w zawodzie lekarza.

Podsumowując, grożenie, że sprowadzi się białoruskich i ukraińskich lekarzy w miejsce brakujących polskich
wygląda mi jak zapowiedź, że kryzys w publicznej ochronie zdrowia w Polsce będzie już trwałym zjawiskiem, którego rząd nie zamierza zwalczyć.

Adam Fronczak, kierownik Zakładu Zdrowia Publicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego:
– Brak personelu medycznego zaczyna być coraz bardziej odczuwany w funkcjonowaniu ochrony zdrowia w Polsce. Przemęczeni lekarze, pracujący zbyt wiele godzin to niestety najprawdziwsza rzeczywistość. Polscy lekarze dość łatwo są zatrudniani w krajach Unii Europejskiej ponieważ programy nauczania medycyny w Polsce są kompatybilne z programami krajów europejskich. Wzajemna uznawalność dyplomów jest faktem i polscy lekarze poprzez swoją bardzo dobra pracę udowadniają ją w codziennej pracy poza Polską. Znam wielu młodych i starszych lekarzy, którzy doskonale sobie radzą w Europie i poza nią. Emigracja lekarzy była zawsze. Dawniej nie była ona tak znaczna jak obecnie choć z mojej 10–cio osobowej grupy studenckiej połowa opuściła nasz kraj już wiele lat temu.

Moim zdaniem zanim zacznie się sprowadzać do Polski lekarzy ze wschodu należy usiąść do stołu z polskimi lekarzami i omówić drobiazgowo, co należy zrobić, aby poprawić warunki pracy i płacy tak, żeby ograniczyć ich emigrację do krajów Unii Europejskiej. Jest wiele do zrobienia na tym polu. Dla polskich pacjentów najlepszym rozwiązaniem jest dobrze funkcjonujący, zadowolony, wypoczęty i empatyczny lekarz–Polak, który najlepiej zrozumie ich potrzeby. Brakuje konstruktywnej debaty ze środowiskiem medycznym, a dzięki wymianie poglądów na funkcjonowanie ochrony zdrowia jesteśmy w stanie poprawić jej kondycję. Władza jest zobowiązana do dialogu ze środowiskiem medycznym i wypracowywania właściwej drogi reform i koncepcji funkcjonowania ochrony zdrowia dla dobra społeczeństwa i pacjentów, a nie "narzucania" nowych, nieprzedyskutowanych i niepewnych rozwiązań systemowych. Kształcenie medyczne na wschodzie przebiega nieco inaczej. Jest sporo szkół medycznych zawodowych, które kształcą "małych lekarzy", czyli felczerów. Jeśli Ministerstwo Zdrowia chce otworzyć polski system ochrony zdrowia na personel medyczny ze wschodu to musiałoby dokonać certyfikacji uczelni medycznych na Ukrainie i w innych krajach, aby usprawnić proces uznawalności dyplomów. U naszych wschodnich sąsiadów jest wielu b. dobrych lekarzy ale zanim trafią do polskiego systemu ochrony zdrowia musza spełnić takie same kryteria jakie narzuca się polskim medykom. Tu nie ma mowy o taryfie ulgowej dla obcokrajowców bo praca lekarzy wpływa na jakość i bezpieczeństwo procesu diagnostyczno–leczniczego, o którym tak wiele mówimy i ciągle doskonalimy w polskim systemie ochrony zdrowia. Zanim zaczniemy sprowadzać lekarzy za wschodniej granicy, doceńmy polskich lekarzy, tak jak są doceniani zagranicą i zróbmy wszystko aby zostali, bo są niezmiernie ważnym ogniwem dla dobra i bezpieczeństwa naszego kraju.

Dariusz Madera, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu:
– W mojej ocenie otwarcie na lekarzy za wschodniej granicy powinno już nastąpić dawno, przy jednoczesnym utrzymaniu naszych lekarzy w kraju. Luka pokoleniową, która występuje obecnie wśród kadry lekarskiej stanowi zagrożenie dla naszego systemu ochrony zdrowia, a dodatkowo, sztucznie mamy ograniczony dostęp do lekarzy specjalistów. Umożliwienie lekarzom za wschodniej granicy pracy w naszym kraju powinno być uzupełnieniem braków, a nie zastępowaniem naszych rodzimych specjalistów innymi.

Mateusz Kowalczyk, przewodniczący Doktoranckiego Forum Uczelni Medycznych:
– Moim zdaniem zaproszenie do nas i ułatwienie podjęcia pracy lekarzom zza wschodniej granicy nie rozwiąże problemów polskiej publicznej ochrony zdrowia. Nie sądzę także aby w sposób znaczący pomogło to w rozwiązaniu problemu niedoboru kadry medycznej. Osobiście nie mam nic przeciwko lekarzom z Ukrainy czy Białorusi czy innych byłych krajów Związku Sowieckiego bo w chwili obecnej pracy wystarczy dla każdego i jest jej aż nadto. Pytanie czy długofalowo rozwiąże to nasze problemy? Oczywiście, że nie. Jest to doraźna próba reakcji na problem, który nie pojawił się teraz ale jest efektem zaniedbań wielu poprzednich lat. W ten sposób leczymy objaw a nie przyczynę. Nie od dziś wiemy, że system kształcenia lekarzy jest nieefektywny. Każda następna ekipa rządząca dokonywała tylko pseudo zmian przez co obecnie jest on tak skomplikowany, że niejednokrotnie nawet sami lekarze mają trudność, żeby się w nim połapać. Jednak do społeczeństwa przemawia fakt, że rok w rok polskie uczelnie kończą setki a nawet tysiące lekarzy natomiast ilu z nich rozpocznie rezydentury w wybranych przez siebie specjalizacjach? Zdecydowana mniejszość. A co z pozostałymi?

Gdyby już na starcie nie rzucano nam kłód pod nogi od wielu lat nie mielibyśmy teraz takich problemów. Środowisko lekarskie zgłaszało ten problem wielokrotnie ale nikt nas nie słuchał. W kwestii samych lekarzy z zza granicy trudno jednoznacznie wypowiadać się o ich kompetencjach czy przygotowaniu do zawodu. Bierzemy za dobrą monetę, że skoro są dyplomowanymi lekarzami to są też dobrymi specjalistami w swoich dziedzinach. Nie nam oceniać ich fachowość. Od tego są urzędnicy, w tym minister Radziwiłł, aby to zweryfikować. Polskich pacjentów interesuje przede wszystkim aby mogli się dostać do lekarza bez kolejek oraz aby uzyskali świadczenie na najwyższym poziomie. I to powinniśmy im zapewnić. W gestii polityków jest aby nam to umożliwić ponieważ polscy pacjenci w pełni na to zasługują.

Michał Grzegorczyk, ekspert ochrony zdrowia:
– Lekarze ze wschodu mogą i powinni przyjechać, podobnie jak specjaliści z innych dziedzin, także niemedycznych. Ale będzie to tylko "załatanie" dziury kadrowej. Wciąż nie ma polityki, która będzie nakierowana na uzupełnienie kadr i zatrzymanie ich w kraju. A braki są dramatyczne, dwukrotnie za mało lekarzy to nie drobiazg.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.