Mołdach pyta, kto zapłaci rachunek za podwyżki w ochronie zdrowia

Udostępnij:
Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych oczekuje od resortu i funduszu odstąpienia od podpisywanie porozumień z kolejnymi grupami zawodowymi, bez przeznaczania środków finansowych na ich realizację. - Nie kwestionując oczekiwań pracowniczych, ich finansowanie nie jest sprawą oczywistą - zauważa Robert Mołdach, partner Instytutu Zdrowia i Demokracji.
Robert Mołdach, partner Instytutu Zdrowia i Demokracji:
- Pieniądze są poważne bo sprawa jest poważna. Polski system ochrony zdrowia bilansuje się nie dzięki nadzwyczajnej sprawności ekonomicznej, a zaniżonym wynagrodzeniom szerokich grup pracowniczych. W dwuletnim maratonie wyborczym taki model próby czasu nie przetrwa. Żaden rząd w takich okolicznościach nie może sobie pozwolić na niepokoje społeczne. Porozumienie z lekarzami rezydentami, z pielęgniarkami, czy wreszcie ustawa o zmianie ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych, rodzi lawinowy wzrost kosztów, dla którego tylko częściowo wskazano źródła finansowania. Dodatkowo rozwiązywanie odgórne problemów jednej grupy pracowniczej rodzi uzasadnione oczekiwania innych pominiętych grup.

Rząd ma świadomość wyzwania. Szef Centrum Analiz Strategicznych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów prof. Waldemar Paruch, choć pozytywnie opiniuje projekt ustawy o najniższym wynagrodzeniu, konkluduje, że „proponowane zmiany wpływają w znaczący sposób na budżety świadczeniodawców”. Minister zdrowia w uzasadnieniu projektu ustawy stwierdza, że „koszty podwyżek powinny zostać sfinansowane przez pracodawców ze środków uzyskanych w ramach wzrastających przychodów i odpowiednio kosztów Narodowego Funduszu Zdrowia”. Nawet ograniczając dyskusję wyłącznie do wynagrodzeń pielęgniarek/położnych, w OSR do projektu ustawy znajdujemy stwierdzenie, że „od pewnego momentu pracodawcy będą musieli przeznaczać na podwyższenie wynagrodzeń pielęgniarek/położnych do poziomu najniższych określonych ustawą dodatkowe środki – inne niż pochodzące z OWU” (4x400 zł). A co z innymi grupami? Kto sfinansuje koszty ich podwyżek?

Nikt nie lubi zarządzania z tylnego fotela. A z tym mamy niestety tu do czynienia. Przywoływany przez OSR jako „modelowe rozwiązanie” przykład Wielkiej Brytanii, która podobnie jak Polska reguluje kwestie wynagrodzeń pracowników ochrony zdrowia na poziomie centralnym, jest jednak całkowicie odmienny. Tam rząd bierze odpowiedzialność za swoje decyzje. Pula środków na wynagrodzenia osób zatrudnionych w sektorze publicznej służby zdrowia wydzielana jest z budżetu państwa (finansowana z przychodów podatkowych i składek na powszechne ubezpieczenie zdrowotne). U nas regulacja wynagrodzeń na poziomie centralnym i ich finansowanie są tylko miejscami ze sobą powiązane. Skutki tego spadają na dyrektorów szpitali i podmioty tworzące. Porównując się z Wielką Brytanią wypadamy co najmniej słabo.

Należy przyznać, że OSR do ustawy o najniższym wynagrodzeniu jest napisany rzetelnie i aż do bólu prawdziwie. Gdyby ktoś miał wątpliwości, w ostatnim zdaniu działu 5 „Wpływ na sektor finansów publicznych” autorzy OSR przypominają, że „zgodnie z art. 59 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej podmiot tworzący pokrywa stratę netto spzoz za rok obrotowy, w kwocie jaka nie może być pokryta przez ten spzoz”. Jaśniej już tego nie można było napisać. Oczywiście w deklaracjach ministerstwa zdrowia wybrzmiewa przyjęty na poziomie ustawowym planowany wzrost wydatków na ochronę zdrowia i tempo rozwoju gospodarczego. Jak będzie, zobaczymy. Nawet przyjmując scenariusz pozytywny, w którym zaplanowane wzrosty budżetu NFZ pokryją rosnące koszty pracy, pojawia się inne pytanie. Jakie korzyści ze wzrostu finansowania będą mieli sami pacjenci? Oczywiście warto być leczonym przez zadowolony i dobrze wynagradzany personel. Jednak to co dla pacjentów liczy się najbardziej to jest jednak dostęp do świadczeń.

Zgaduję, że to perspektywa pacjentów, którzy są także wyborcami, ma wpływ na kształt przyjmowanych obecnie rozwiązań. Rząd wydaje się stać na stanowisku, że wzrost finansowania musi się także przełożyć na odczuwalny wzrost dostępności świadczeń i nie może być konsumowany w całości przez nawet najbardziej słuszne oczekiwania pracownicze. Znalazł się tym samym pomiędzy młotem a kowadłem. Przeznaczy pieniądze na podwyżki, niezadowoleni będą pacjenci. Przeznaczy je na świadczenia, wybuchną niepokoje społeczne pracowników ochrony zdrowia. Na jedno i drugie nie ma raczej dość środków. Stąd chęć podzielnia się, bez pytania o zdanie, rosnącymi kosztami systemu z podmiotami tworzącymi. Samorządy, co oczywiste, nie mogą być zadowolone z takiego rozwiązania. Pomijając już nieprzestrzeganie przez rząd zasad dobrej współpracy, też znajdują się w okresie przedwyborczym, gdzie każdy grosz ma znaczenie. Perspektywa pokrywania rosnących strat szpitali, czy wzmożonego dotowania rozwoju infrastruktury, nie może budzić entuzjazmu i nie jest rozwiązaniem problemu.

Daleki jestem od podpowiadania rządowi, co powinien zrobić, ale zastanowiłby się jednak poważnie nad innymi scenariuszami pozwalającymi przyspieszyć wzrost finansowania sektora – wymierne zaangażowanie w zdrowie ZUS, reforma KRUS, sprawiedliwe obciążenia składką, wzrost składki z podziałem pomiędzy pracodawcą i pracownikiem, rewizja koszyka świadczeń i akceptacja dopłat za świadczenia niegwarantowane. Pewnie parę innych, w tym na pierwszym miejscu przesunięcia w budżecie państwa. Należy o tym rozmawiać i wychodzić z propozycjami.

Przerzucanie kosztów podwyżek na podmioty tworzące to balansowanie na krawędzi. Ma tylko jedną zaletę – można to robić po cichu, tzn. bez udziału opinii publicznej.

Jednak podmioty tworzące mogą tę ciszę brutalnie przerwać. W obliczu braku środków, kierując się dyscypliną finansów publicznych i bezpieczeństwem pacjenta, mogą podejmować decyzje radykalne, które pacjenci/wyborcy dostrzegą i ocenią.

W tym kontekście nie zaskakuje mnie stanowisko Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, w którym związek zapowiedział uwarunkowane spełnieniem oczekiwań „wezwanie swoich członków do nieprzyjmowania propozycji NFZ finansowania świadczeń na drugie półrocze 2018 roku, a tym samym do wypowiedzenia umów”. Przypomina mi się stare powiedzenie – „ja Panu nie grożę, ja Pana tylko informuję”.

Przeczytaj także: "Mołdach i Jędrzejczyk oceniają nowego-starego prezesa NFZ" i "Ujawnili zakażenia szpitalne".

Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.