O co chodzi? Czy lekarzom w przyszłości wszczepiać trzeba będzie… tacho-chipy?

Udostępnij:
OZZL proponuje ustawowo ograniczyć czas pracy lekarzy do 48 godzin. Tylko jak to wyegzekwować, gdy lekarz dorabia. Kierowcy mają tachometry w szoferkach. A co z lekarzami?
I jeżeli lekarz po dyżurze uczy się do egzaminów – to pracuje, czy nie? Czy to też należy uznać należy za pracę, czy nie?

Gdy chodzi o skuteczność egzekucji prawa o maksymalnym czasie prace – udało się to w wypadku kierowców zawodowych, dzięki technicznej nowince: tachometrowi. Zainstalowany w szoferce wymusza odpowiednią proporcję czasu pracy i wypoczynku. A jak to zrobić w wypadku lekarza, który pracuje w kilku miejscach (a to znaczna grupa)? Wszczepiony pod skórę tacho - czip, czy inna forma elektronicznej rejestracji wysiłku? Przecież to absurd. Pozostają metody biurokratyczne, ale ich zastosowanie może się obrócić przeciw lekarzom.

Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali:
- Lekarz to wolny zawód i ustawowe ograniczanie czasu pracy traktowałbym jako próbę dokonania zamachu na tą wolność. Praca lekarza nie polega przy tym wyłącznie na kontakcie z pacjentem. To także obowiązek ciągłego samokształcenia, zdawania egzaminów, przygotowywania własnych publikacji. Udział w kongresie, czy to w charakterze słuchacza, czy tym bardziej wykładowcy, kształcenie studentów - to też praca. Jak to sprawiedliwie zliczyć?

Zastanówmy się też jak by to musiało wyglądać w praktyce – gdyby obowiązek kontroli czasu lekarza spadł na pracodawcę. Szpital oczywiście mógłby wprowadzić elektroniczny rejestr czasu pracy lekarza. Ale takiemu rejestrowi, żeby miał sens i był szczelnym, skutecznym narzędziem: towarzyszyć by musiało podpisanie umowy o zakazie pracy w innych placówkach i prowadzenia własnej praktyki. Dopiero tak zabezpieczony mógłby spać spokojnie. Ale odium za niedopełnienie obowiązku 48 godzin spaść by w takim razie musiało na lekarza. I chyba nie o to chodziło autorom projektu.

Dla mnie rozwiązaniem – prócz oczywiście samokontroli lekarza, byłaby aktywność firm ubezpieczeniowych, sprzedających polisy i lekarzom, i szpitalom. W interesie swoim i pacjenta to one mogłyby zająć się kontrolą czasu pracy lekarzy. Bo przepracowany lekarz – to większe ryzyko błędu.

Greta Kanownik, ekspert w zakresie systemu ochrony zdrowia:
W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami serii przypadków śmierci lekarzy podczas pełnienia przez nich dyżurów medycznych. Zdaniem OZZL lekarze w Polsce pracują za dużo i w większości przypadków, są do tego zmuszani przez swoich pracodawców, stąd postula skierowany do Pani Premier, by ograniczyć czas pracy lekarzy do 48 godzin tygodniowo wraz z nadgodzinami, bez względu na miejsce pracy i formę zatrudnienia. OZZL przypomina, że zwracało się z powyższym postulatem również do poprzedniego rządu, otrzymując odmowę z uzasadnieniem, że nie jest możliwe ograniczenie czasu pracy dla lekarzy kontraktowych z powodu konieczności poszanowania zasady swobody gospodarczej tych lekarzy. Teraz jest oczekiwanie związku, że obecny rząd ograniczy lub wyeliminuje rynkowe zasady z publicznej ochrony zdrowia.

Ale czy jest możliwa realizacja powyższego postulatu w obecnych realiach przede wszystkim braku lekarzy ?

Nie trudno zgodzić się z postulatem, jest on jak najbardziej słuszny, pozostaje tylko pytanie, czy jest on realny do spełnienia, o ile etatowca obowiązują limity w liczbie przepracowanych godzin, to już kontraktowiec ograniczeń takich nie ma. Lekarz, który ma etat, nie może pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo, ma też prawo do 35-godzinnego nieprzerwanego odpoczynku w tygodniu oraz 11-godzinnego odpoczynku dobowego. Ale co z tego, skoro ten sam lekarz, po zakończeniu pracy w szpitalu publicznym, jedzie prosto do prywatnej kliniki, z którą podpisał kontrakt.

Na to nikt nie ma wpływu, gdyż placówki medyczne weryfikują jedynie tzw. ,,swoich lekarzy’’ i wykonywanie przez nich obowiązków oraz obecność lekarza w pracy, w czasie objętym umową. Co dzieje się dale, dotyczy już kolejnej placówki medycznej do której zdąża lekarz po zakończonej pracy w poprzedniej placówce. Dyrektorzy szpitali kontrolują jedynie czas spędzony przez lekarzy w ich placówce, a nie mogą kontrolować pracy w innych placówkach. Przemęczony lekarz stanowi duże zagrożenie dla pacjentów i to jest zrozumiałe, ale lekarzy jest mało, a gdy będą pracowali krócej, trudno będzie zapewnić pacjentom ciągłość leczenia. Nie bez znaczenia pozostaje również kwestia pieniędzy. Lekarze, decydując się na pracę ponad normę, chcą dorobić. A kontrakt stwarza taką możliwość. Powyższego problemu dałoby się uniknąć pod dwoma warunkami: gdyby podniesiono pensje zasadnicze na etacie, i gdyby ustanowiono silne przepisy uniemożliwiające pracę ponad normę. Bo nawet przy wyższych pensjach i braku ograniczeń czasu pracy, z pewnością nie zabrakłoby lekarzy chętnych do jeszcze większych zarobków.

Niestety, kontrola liczby przepracowanych przez lekarza godzin jest w chwili obecnej niemożliwa. Z prostego powodu. Państwowa Inspekcja Pracy, organ przyglądający się problemowi, ma duże ograniczenia. Dlaczego? Jeżeli lekarz pracuje na etacie i jednocześnie na kontrakcie, inspekcja nie sumuje godzin pracy, choć oczywiście zdaje sobie sprawę ze skali zjawiska, ponieważ odnotowała je podczas niejednej kontroli. Podobnie zresztą jak kontrole przeprowadzone przez płatnika, które wykazują że wielu lekarzy, zamiast stawiać się w publicznych przychodniach, przyjmowało pacjentów w prywatnych gabinetach, czy też odnotowano dużo spóźnień do pracy w przychodni publicznej.

Wprowadzając powyższe uregulowania, należy zastanowić się nad tym, czy jest on możliwy do zrealizowania przy obecnie posiadanych zasobach kadrowych, oraz kto i w jaki sposób będzie kontrolował prowadzony przepis.

Oprac. Bartłomiej Leśniewski
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.