
30 tys. zł za poród w Lesku? Jest inne rozwiązanie
Tagi: | Szpital w Lesku, oddział porodowy, porodówka, konsolidacja szpitali, szpitale powiatowe, Ministerstwo Zdrowia, Izabela Leszczyna, co z tymi porodówkami |
Po proteście przed Ministerstwem Zdrowia w obronie ostatniego oddziału ginekologiczno-położniczego w Bieszczadach (w Samodzielnym Publicznym Zespole Opieki Zdrowotnej w Lesku) minister Izabela Leszczyna zapewniła, że ta porodówka musi zostać uratowana. Sposobem na to ma być konsolidacja trzech najbliższych szpitali i utworzenie jednego szpitala bieszczadzkiego. – W przeciwnym wypadku, aby poród w Lesku się opłacał trzeba by za niego zapłacić 30 tys. zł – wyliczyła minister.
Ostatnio głośno było o sytuacji oddziału ginekologiczno-położniczego w Lesku, który z uwagi na ogromne straty, jakie przynosi miał zostać zamknięty.
Tamtejsi włodarze po przeanalizowaniu sytuacji wskazali, że nie stać ich na utrzymanie oddziału, w którym w ostatnim roku urodziło się jedynie 197 dzieci. Sęk w tym, że to ostatni oddział w tym regionie o takim profilu. Dwa inne – w Sanoku i Ustrzykach Dolnych – zostały zlikwidowane kilka lat temu. Gdyby oddział zamknięto pacjentki zmuszone by były jechać do porodu nawet sto kilometrów. W obronie ostatniej porodówki protestowali mieszkańcy Bieszczad.
Minister Leszczyna zapewnia, że porodówkę ocali
O pomyśle na uratowanie porodówki w Lesku mówiła minister Izabela Leszczyna podczas spotkania prasowego zorganizowanego 2 lipca w Ministerstwie Zdrowia.
Jak podkreśliła w ubiegłym roku na leskiej porodówce przyszło na świat 197 dzieci.
Aby praca oddziału się bilansowała, musi być ich co najmniej dwa razy więcej, wszystko dlatego, że oddział mimo braku porodów i tak musi zapewnić pełną obsadę, za którą trzeba zapłacić.
– Oczywistym jest, że dzieci rodzi się coraz mniej. Kiedyś w takim szpitalu rodziło się 1000 dzieci a dzisiaj niecałe dwieście. Za każdy poród, razem z opieką nad dzieckiem płacimy ponad 10 tys. zł. Żeby Lesko utrzymało swój oddział położniczy, przy tej liczbie porodów, za jedno rozwiązanie powinniśmy płacić 30 tys. zł. Taka stawka musiałaby być zagwarantowana wszystkim oddziałom w Polsce. To byłby niezły biznes – podkreśliła.
Zapewniła, że jest deklaracja ze strony resortu zdrowia, że ta porodówka będzie uratowana. Minister znalazła rozwiązanie, nie będzie to jednak „dolewanie” pieniędzy.
Liczy się odległość a nie tylko liczba porodów
Minister podkreśliła, że nie można patrzeć tylko na liczbę porodów, ale również na odległość od kolejnego oddziału.
– Dojazd na inną porodówkę przekracza 30 minut – ta porodówka w obecnym miejscu musi zostać – wyjaśniła.
– To samo dotyczy utrzymania innych oddziałów, które są w miejscach trudno dostępnych, tam gdzie w okolicy nie ma innych porodówek. Musimy te oddziały ocalić i zaczynamy od Leska. W tym celu rozpoczynamy pilotaż, który pozwoli utrzymać porodówkę w innej formule finansowej, pewnie z jakimś ryczałtem – dodała.
Rozwiązaniem ma być połączenie szpitali w jeden podmiot prowadzony przez związek jednostek samorządu powiatowego.
– Chcemy to zrobić właśnie w Lesku – dzięki rozwiązaniu, które wprowadza, zaakceptowana przez Radę Ministrow nowelizacja ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej i ustawy o działalności leczniczej – mówiła.
Ta pozwala na konsolidację szpitali. Pomysłem pod egidą wojewody podkarpackiej Teresy Kubas-Hul i trzech starostów (ustrzyckiego, sanockiego i leskiego), jest stworzenie szpitala bieszczadzkiego w trzech lokalizacjach.
– Warunkiem jest pewna wymiana oddziałów, po to, żeby to wszystko się kręciło w oparciu o ekonomię – wyjaśniła.
Przeczytaj także: „Porodówki się zamykają” „Znikające porodówki. Padło na Żory” i „Twarde dane, by likwidować porodówki”.