Franciszek Mazur/Agencja Wyborcza.pl

Piorun sycylijski, czyli o zdradzie słów kilka

Udostępnij:
Dlaczego chirurg jest bardziej męski niż dermatolog? Czy kontakty biseksualisty z osobą tej samej płci są zdradą? Kim jest papużka nierozłączka? I czy za pieniądze to też zdrada? Na te pytania odpowiada prof. dr hab. n. med. Zbigniew Lew-Starowicz, psychiatra, psychoterapeuta i seksuolog.
Ilu ludzi, tyle definicji zdrady.
– Oczywiście, bo zdrada to pewna nielojalność, przekroczenie ustalonego między partnerami kodeksu. Pójście z kimś do łóżka to zdrada, która w wielu przypadkach kończy związek, ale na drugim biegunie są pary, które nie robią z tego problemu. Partnerzy jedynie powiadamiają się o tym, że na przykład nie wrócą na noc. Dla nich skoki w bok nie są zdradą. Tak ustalili. Inny przykład, z którym spotykam się bardzo często w gabinecie: kobieta przyłapuje męża na oglądaniu porno. Dla jednej to już zdrada, dla drugiej nic wielkiego, bo przecież każdy mężczyzna ogląda takie filmy, a trzecia się obrazi, że jej nie zaprosił. Z oczywistych powodów zdaniem mężczyzny nie ma tu mowy o zdradzie. Ale wszystko zależy od systemu normatywnego. Co uważają za zdradę członkowie Kościoła rzymskokatolickiego, jest jasne. Również w innych religiach świata obowiązują pewne normy. Są jednak także normy partnerskie. I właśnie one regulują granice i kryteria zdrady w związku.

Jak wiele par, zgłaszających się po pomoc, ma taki ustalony kodeks?
– Bardzo mało. Właśnie najgorsze jest to, że mnóstwo par nie określa granic, pozostają niedopowiedziane. Weźmy przykład z pornografią: dla niego to żadna zdrada, bo wszyscy tak robią. Dla niej to zdrada, ale o tym nie rozmawiali. Dopiero, kiedy wystąpił problem, okazuje się, że różnica jest normatywna. Nie rozmawiamy o tym i nie określamy, co dla kogo jest zdradą, bo wydaje nam się, że druga osoba to wie, że powinna się domyślić. Nie domyśli się. W przypadku romansu można powiedzieć, że sprawa jest dość prosta. Proszę jednak sobie wyobrazić osobę biseksualną lub geja, który się żeni. Jeśli ma kontakty seksualne pozamałżeńskie, to zdradził czy nie? I znowu: ich partnerki mogą to traktować różnie. Dla jednych będzie to zdrada bezdyskusyjna, a dla innych nie, bo nie zdradza z kobietami.

Kiedy mleko się rozlało, a kodeksu brak, czyj punkt widzenia będzie miał większe znaczenie: zdradzanego czy zdradzającego?
– W takiej sytuacji musimy podjąć próbę obiektywizacji tego, co się zdarzyło. Wcale nie tak rzadko takie pary proszą mnie o pomoc. Kobieta, która wychowywała się w domu, gdzie ojciec zdradzał matkę, a matka przez to bardzo cierpiała, może nadinterpretować zachowania partnera i przeżywać je bardzo głęboko. Na przykład – kobieta z domu, w którym ojciec był alkoholikiem, krzyczy do partnera: „Ty pijaku”, kiedy on wypija jedno piwo podczas oglądania meczu. Ewidentna nadinterpretacja. Tak samo będzie w przypadku tej kobiety, której ojciec zdradzał matkę. Problem będzie stanowiło samo zatrzymywanie wzroku przez partnera na innej kobiecie lub opowiadanie o koleżance z pracy. Ale utrudnijmy to sobie jeszcze. U większości mężczyzn zdrada musi się wiązać z seksem lub z pieszczotami. Fakt, że partnerka godzinami rozmawia przez telefon czy wysyła SMS, jeśli relacja nie wychodzi poza strefę wirtualną, jest przez nich akceptowany. Z kolei wiele partnerek będzie traktowało już jako zdradę czas poświęcany innej kobiecie, mimo że nic nagannego się nie dzieje. Problem kobiet przyjaciółek. On był nielojalny wobec partnerki w kategoriach emocjonalnych, ona będzie to postrzegać jako zdradę. Ale dzięki temu my, seksuolodzy, pracujemy, bo jesteśmy m.in. od tego, żeby wytłumaczyć, dlaczego tak nie jest.

A co z nieśmiertelnym: „To nie miało dla mnie znaczenia”?
– Stwierdzenie bardzo często używane. Mężczyźni korzystający z usług agencji towarzyskich uważają, że to nie jest żadna zdrada, bo stosunek nie miał znaczenia, tylko zaspokoili potrzeby biologiczne. Niektórzy używają slangowego określenia: „spuścił z krzyża”. Mężczyźni znacznie częściej autonomizują seks – seks dla seksu.

Niezłe usprawiedliwienie.
– Dla takich mężczyzn to będzie po prostu czynność fizjologiczna i dlatego nie widzą problemu. Ale mężczyźni mają jeszcze jedno wytłumaczenie, bardzo wygodne, którym nader często się posiłkują: oni są z natury poligamiczni, a kobiety monogamiczne. To stereotyp z dawnych czasów, bardzo utrwalony wśród mężczyzn. Jest poligamiczny, więc może zdradzać, ale żona nie, bo jest monogamiczna. Z natury. Dlatego muszę tłumaczyć, że to nieprawda, jedynie stereotyp.

Jak jest naprawdę?
– Monogamia to tylko wybór i decyzja, że będę z jedną osobą i dochowam jej wierności. Nasz popęd jest z natury poligamiczny zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet (wbrew temu, w co chcieliby wierzyć mężczyźni). Odczuwamy pożądanie „do”. I to nie tylko do danej płci (biseksualiści oczywiście do obu), ale także do pewnego typu. A tych typów można spotkać w życiu wiele. I to się może przytrafić także w 80. czy 90. roku życia.

Zatem zdrada jest kwestią wyboru, a nie imperatywem?
– Nawet jeśli trafi nas piorun sycylijski – to moje określenie nagłej, wielkiej namiętności i pożądania – nadal do nas należy decyzja, co z tym zrobimy. Decyzje bywają trudne, ale możliwe, bo jesteśmy poczytalni. Papież Franciszek, który pracował w slumsach Buenos Aires, powiedział, że nadmierna fascynacja ludzi, nawet części spowiedników, tzw. grzechami poniżej pasa nie jest dobra, bo nie te grzechy są najważniejsze. Muszę jednak podkreślić, że seksuolog nie jest spowiednikiem i nie rozgrzesza. A nieraz zgłaszają się do nas osoby, które tego rozgrzeszenia szukają. Nawet próbują uzyskać naszą zgodę na nawiązanie romansu, bo nie mają odwagi „pójść w tango”.

Osobowość też ma znaczenie? Istnieją osoby mające większe predyspozycje do zdradzania? W dużym skrócie – na kogo uważać?
– Oczywiście, tak. Wyodrębniamy trzy grupy. Pierwsza to osoby czerpiące przykład z rodziców. Wyobraźmy sobie rodzinę, w której ojciec zdradza matkę, ale jest to tajemnica poliszynela. On nie robi tego jawnie, matka nadal kocha ojca. Zdrada w żaden sposób nie wpływa na funkcjonowanie rodziny i nie niesie negatywnych konsekwencji dla ojca. Czy syneczek nie będzie naśladował tatusia?

Drugą grupę, wcale niemałą, tworzą ludzie z zaburzeniami osobowości, na przykład z osobowością typu bordeline. Oczywiście, nie wszyscy. Jedną z ich cech diagnostycznych jest nieuporządkowane życie osobiste oraz łatwość nawiązywania kontaktów seksualnych. W tej grupie są też psychopaci i psychopatki: osoby pozbawione empatii, prowadzące swobodne życie seksualne. A narcyzi? To bardzo ciekawa osobowość, ale również predysponowana do zdradzania partnerów.

Pozostaje nam trzecia grupa – osoby posiadające tzw. gen niewierności. Co prawda jeszcze go nie wyizolowano, ale dużo się o tym w świecie nauki mówi. Jest z nimi trochę tak, jak z osobami, które są w znacznie większym stopniu niż inni podatne na uzależnienia. Hipoteza o tyle niebezpieczna, że taka osoba nie będzie miała motywacji do leczenia i dla niej to bardzo wygodna teoria.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej grupie: ludzi błędnie określanych jako uzależnieni od seksu. Nie ma takiego rozpoznania w klasyfikacji ICD-10 ani ICD-11. To hiperseksualne zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. W ich przypadku mamy do czynienia z pewną eskalacją – mastrubacja, oglądanie porno, portale randkowe, romansowanie tylko w sieci i romanse w realu. Jak w rozwojowej chorobie, tylko w wyniku pogłębienia tych zaburzeń dochodzi do zdrad.

Czy kobiety zdradzają w odwecie?
– Na pewno wiele z nich o tym myśli. Ale tylko część realizuje zemstę w formie zdrady. Jednak nie wynika z tego, że tak kochają swojego niewiernego partnera. Chodzi raczej o ich system normatywny: odrzucają takie rozwiązanie, bo nie chcą się zniżyć do poziomu zdradzających partnerów. Oczywiście, są panie, które robią to bardzo chętnie, a do tego przesyłają zdjęcia z seksualnych sesji partnerowi, które – muszę zaznaczyć – bywają nader szczegółowe.

Nie ma oficjalnych statystyk, ale podaje się, że lekarze w rankingu najczęściej zdradzających zawodów plasują się na drugim miejscu, za bankowcami. Dlaczego?
– Widzę kilka uwarunkowań.

Po pierwsze – jeśli lekarz pracuje na kilku etatach i jeszcze specjalizuje się lub pisze doktorat, jak wygląda jego życie domowe? W zasadzie bliższe są mu osoby z pracy.

Po drugie – to zawód wyjątkowo stresujący, zwłaszcza w niektórych specjalizacjach, gdzie podejmuje się decyzje ważne dla życia pacjenta. Wtedy pojawia się potrzeba rozładowania ogromnego napięcia i często rozładowuje się ją przez seks pozapartnerski.

Po trzeci – lekarze niektórych specjalizacji uchodzą za supermężczyzn. Teraz jest wielu mężczyzn nieokreślonych lub zniewieściałych, a lekarze są postrzegani jako męscy mężczyźni. Chirurdzy, ginekolodzy, urolodzy. Ci, którzy muszą podejmować szybkie decyzje, którzy nie hamletyzują. A ten typ (dodam: wymierający) podoba się wielu kobietom. Archetypy męskości i kobiecości nadal w nas tkwią.

Po czwarte – kiedyś częściej, teraz rzadziej ujawniana przyczyna: „z lekarzem to nie grzech”. Czyli rozgrzeszenie w punkcie startu.

A lekarki?
– W ich przypadku najczęściej chodzi o romanse w miejscu pracy z powodu długiego przebywania z kolegami i potrzeby rozładowania stresu. Mogą też być romanse hierarchiczne: przystojny szef, zjazdy naukowe. Świat nauki jest szalenie bizantyjski, więc będziemy mieli do czynienia z afrodyzjakiem władzy, a przez to z dowartościowaniem, bo „zwyczajny” czy „nadzwyczajny” zwrócił uwagę na którąś panią. Oczywiście, medycy obu płci wchodzą także w relacje z pacjentami z powodu zafascynowania osobą i tworzą związki.

Wielu medyków zwraca się o pomoc do seksuologów?
– Bardzo nieliczni. To być może kwestia pewnego dyskomfortu. Być może chodzą do psychologów.

Patrząc na świat dookoła, można odnieść wrażenie, że wszyscy zdradzają i problem mają ci niezdradzający.
– Problem stanowią media, bo wpierają nam, że zdrady są zjawiskiem powszechnym. A tak nie jest. Połowa mężczyzn nie zdradza. Są osoby bezkompromisowe w tym względzie. U mężczyzn to się nazywa zespół Tristana i Izoldy. Nawet gdyby u jego boku leżała miss świata lub miss porno, co kto woli, to nic z tego nie będzie. To jest Tristan – dżentelmen, który dokonał wyboru. Na drugim biegunie są Casanova i Don Juan, który nawet przez chwilę nie będzie się zastanawiał. Na tym samym biegunie mamy Messalinę, która lubi romansować i lubi seks. Czasem, oglądając różne vipówny i celebrytki, od razu mógłbym wytypować, która jest kim. Mamy też kobiety typu Madonna: mowy nie ma, bo ślubowała. Niektóre wierne są poza grób, umiera partner, ale ona nigdy z nikim się nie zwiąże. Nie to, że ma opory, po prostu nie i koniec. Papużka nierozłączka. Jeśli jeszcze to był jej jedyny partner, mamy do czynienia z bardzo silnym związkiem z uzależnieniem emocjonalnym. Przedstawicielka tego typu do mnie nie przyjdzie, bo nie widzi problemu i tak jest jej dobrze.

Czy można kochać więcej niż jedną osobę?
– Oczywiście, że można, bo każdą kocha się inaczej. Nowomodne wyjaśnienie, że jestem poliamoryczny, to żadne usprawiedliwienie. Nawiasem mówiąc, to moda jak każda inna i żadne odkrycie, przecież nasz popęd jest poligamiczny. Natomiast dochowanie wierności partnerowi to nadal kwestia wyboru.

Wywiad opublikowano w Miesięczniku Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls” 2/2023.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.