Zdążyć przed gilotyną Radziwiłła: Szpitale chcą się prywatyzować

Udostępnij:
Zapowiedź zakazu komercjalizacji szpitali i… bomba w górę. Samorządy na wyprzódki starają się skomercjalizować swoje lecznice, choćby „za pięć dwunasta”. Ministerstwo odpowiada przyspieszeniem prac legislacyjnych nad wprowadzeniem zakazu.
Paradoksem sprawy jest i to, że Radziwiłł w cztery miesiące, niechcący, zrealizował plan ministrów PO, Kopacz i Arłukowicza, którzy przez ostatnie osiem lat (na ogół z mizernym efektem) usiłowały nakłonić samorządy do komercjalizacji. Dziś mamy na nią modę, podkręcaną zapowiedzią rychłego wprowadzenia zakazu. Każdy kto się wahał, zwlekał – dziś stara się nadrobić stracony czas. Stawka jest wysoka, samorządy, które nie zdążą będą musiały z własnych budżetów pokrywać straty szpitali.

Kto wygra wyścig z czasem? Czym to się skończy? O komentarz poprosiliśmy ekspertów.

Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali, ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku: - Po zapowiedziach ministra Radziwiłła powstrzymania komercjalizacji zadłużonych szpitali publicznych rozpoczął się swoisty mecz i wyścig z czasem. Z jednej strony biorą w nim udział pracownicy Ministerstwa Zdrowia przygotowujący nowe przepisy do niezwłocznego wprowadzenia w życie, a z drugiej strony boiska grają organy tworzące zadłużonych szpitali powiatowych, dla których perspektywa pokrywania żywą gotówką bieżących strat operacyjnych i skumulowanego zadłużenia szpitala wobec dostawców towarów i usług spędza sen z oczu.

- Po stronie jednostek samorządu terytorialnego obserwuje się dwie dominujące taktyki. Jedna to jak najszybsze skomercjalizowanie placówki na podstawie obowiązujących wciąż przepisów ustawy o działalności leczniczej. Jest z tym jednak pewien problem czasowy, bo bilanse, rachunki zysków i strat oraz raporty z przepływów gotówkowych za ubiegły rok obrachunkowy dopiero co zostały zakończone, a jeszcze trzeba je „przepuścić” przez tryby ich ostatecznego zatwierdzenia i przyjęcia. Druga taktyka – szybsza lecz bardziej ryzykowna – to pilne oddanie szpitala w ręce operatora zewnętrznego i niejako pozbycie się kłopotu. Ten drugi sposób jednak tylko pozornie rozwiązuje problem samorządowców. Pozbycie się szpitala i problemów finansowych z nim związanych nie zwalnia przecież samorządu terytorialnego od obowiązku zapewnienia opieki zdrowotnej mieszkańcom regionu. Stwarza natomiast nową sytuację, na którą samorząd przestaje mieć jakikolwiek wpływ i w tym tkwi duże niebezpieczeństwo tego wariantu.

- Dlatego, jedyne i najlepsze co samorząd może zrobić w obecnej sytuacji to jak najszybsze i skuteczne zracjonalizowanie strony kosztowej działalności prowadzonego szpitala, bo na zwiększenie strony przychodowej nie ma co na razie liczyć. A ta racjonalizacja strony kosztowej szpitala powiatowego powinna w pierwszej kolejności skupić się na dokonaniu rzetelnego i obiektywnego audytu operacyjnego a następnie na wdrożeniu zaleceń restrukturyzacyjnych z niego wynikających. Innej drogi dzisiaj raczej nie ma.

Adam Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia: - To co się dzieje musi napawać niepokojem. Wątpię, czy samorządy w krótkim czasie i w dużej liczbie zdążą przygotować i przeprowadzić proces sprzedaży czy komercjalizacji należących do nich szpitali. Pozostaje zatem najprostsze i najszybsze wyjście: oddanie zarządu nad nimi w ręce prywatnych podmiotów. To nie wymaga zgód czynników nadzorujących, to można przeprowadzić szybko.

- Tyle, że w zasadzie nie rozwiązuje to problemu. Bo w tym rozwiązaniu odpowiedzialność finansowa za wynik szpitali i tak pozostaje po stronie samorządu. Zmienia się tylko zarząd. Pozostaje mieć nadzieję, że na sprawniejszy. A obawy budzi to, że w pośpiechu, za pięć dwunasta, pod presją zapowiedzi zakazu – samorządy nie przygotują dobrych, korzystnych dla siebie umów i zgodzą się na warunki, których w normalnych okolicznościach by nie przyjęły.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.